Islandia staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem, a wnioskuję to po ilości pytań, które dostaję od znajomych i czytelników. Zebrałam to w całość i przedstawiam Wam kilka porad dotyczących wycieczki na Islandię. Jeśli macie jakieś dodatkowe pytania, to zapraszam do komentarzy, bo wtedy będzie to widocznie również dla pozostałych. Oczywiście pewne rzeczy zmieniają się, jeśli chodzi o okoliczności. Ceny, pogoda i dostępność tras są różne zimą i latem. Większość osób wybiera się na wyspę w sezonie wakacyjnym, więc moje porady dotyczą ok. 2 tygodniowej wycieczki w sezonie letnim (maj-sierpień). Jeśli ktoś wybierze się zimą, musi być przygotowanym, że w niektóre miejsca po prostu nie dojedzie (takie sytuacje zdarzają się jeszcze w kwietniu). Więcej informacji o pogodzie znajdziecie tutaj.
Ile to kosztuje?
Mediafun zrobił fajną rozpiskę kosztów jego wyprawy. Wszystko jednak zależy od tego, w jaki sposób chcemy podróżować. Jeśli zdecydujemy się na wjazd w głąb wyspy (co Maciek słusznie poleca), to potrzebujemy samochodu z napędem na cztery koła, a to znacznie zawyża koszt całej eskapady. Wszystko zależy do nas, ale moim zdaniem rozmowę z Islandią można zacząć od 3 tysięcy na osobę, przyjmując, że nie jest to samotna wycieczka. Przy dwóch osobach też trzeba bardzo oszczędzać. Najdroższe jest wypożyczenie samochodu, więc im więcej osób ma się na niego złożyć, tym lepiej. Zawsze można poszukać dodatkowego towarzysza podróży na grupach np. Away from home. Istotny jest również czas na jaki go wypożyczamy. Islandię można objechać dookoła w 2-3 dni, ale ja polecam opcję 6-7 dni. Wtedy można na spokojnie zobaczyć większość atrakcji.
Podaję Wam, ile kosztowała mnie tygodniowa wycieczka w lipcu.
Samochód/całość – 1600 zł
Paliwo/całość – (nie powiem Wam dokładnie, ile przejechałam kilometrów, ale objechaliśmy całą wyspę, zbaczając po drodze na kilka półwyspów i wylewając trochę paliwa do wora:))) – 800 zł.
Jedzenie/osobę – 250 zł. Zakupy robimy w Bonusie (logo ze świnką). Jedzenie nie wychodzi bardzo drogo, więc nie ma potrzeby brać ze sobą konserw z Polski. Lepiej zaoszczędzić, lecąc tylko z bagażem podręcznym.
Przyjmując, ze upolowaliście bilety w okolicach tysiąca (jak to zrobić?), to nawet przy dwóch osobach zmieścicie się w tych 3 tysiącach.
Nocleg
Nocleg to chyba najdroższa sprawa. Islandia jest malutka, a turystów z roku na rok coraz więcej. W niektórych miasteczkach są tylko 2-3 hotele. Sprawdzałam ceny na ten sezon i średnio wychodzi ok. 300 zł za dwuosobowy pokój, więc śpiąc w hotelach musimy doliczyć tysiąc złotych na osobę. Ilość miejsc jest ograniczona, więc trzeba dokonywać rezerwacji dużo wcześniej. Na liczcie, że pomoże Wam couchsurfing, gdyż w małych miejscowościach ciężko jest znaleźć chętnych, a i w samym Reykjaviku nie jest to takie proste, gdyż Islandczycy niechętnie wpuszczają do swoich domów. Jeśli już szukasz noclegu w stolicy, to pisz głównie do mieszkających tam obcokrajowców. Dobrze sprawdzają się też booking.com i airbnb, ale to chyba jak wszędzie.
Przy niskim budżecie jest to coś, z czego musicie zrezygnować. Nie jest to jakiś wielki problem, gdyż w lecie jest naprawdę wystarczająco ciepło, aby spać w namiocie. Tylko błagam weźcie namiot, który nie ma na dole wywietrzników, bo będziecie je musieli izolować paczkami naczosów (true story). Na Islandii można się rozbić właściwie wszędzie. Jest to ogromny luksus, bo ze względu na to, że jest jasno, to podróżujesz i zwiedzasz, do której masz siły, a jak już postanawiasz, że chcesz iść spać, to po prostu zatrzymujesz samochód się i się rozbijasz.
Najtańszą opcją jest podróżowanie na stopa. Ja próbowałam tylko raz i nie wyszło, ale podobno stałam w bardzo złym miejscu. Znajomi twierdzą, że Islandia jest idealnym krajem do podróżowania na kciuka. Na pewno nie grozi Wam tam żadne niebezpieczeństwo, więc można bez obaw wsiadać do samochodu. Jednak to własny transport daje nam największą wolność i wolałabym zrezygnować z noclegów niż z samochodu. Na Islandii jest wiele zakamarków, ukrytych miejsc i basenów, a nie zawsze są one na liście naszych kierowców. Najtańsze wypożyczalnie samochodów to Sadcars, Compare i prowadzona przez Polaków – Panther. Ja najbardziej polecam skorzystanie ze strony Carrenters, przez którą swoje auta wypożyczają prywatne osoby. Można znaleźć auto za dużą niższą kwotę (o 100-200 zł/dzień) a już na pewno większe i wygodniejsze w tej samej cenie, co w wypożyczalni. Transakcja odbywa się za pośrednictwem portalu, więc jest to całkowicie bezpieczne. Korzystałam i nie było żadnych problemów.
Dodatkowe opłaty
Na Islandii nie ma opłat za większość atrakcji, gdyż jedziemy tam obcować z naturą, a nie zwiedzać muzea. Podobno mają wprowadzać opłaty za wejście na najbardziej popularne tereny, ale na razie większość piękności jest za darmo. Odradzam wydawania pieniędzy na wycieczki typu oglądanie zorzy czy rejs z wielorybami. Drogie to strasznie, a i nie wiadomo, czy Wam się poszczęści.
W Reykjaviku można się przejść na pchli targ (czynne w weekendy) i spróbować za grosze islandzkich specyfików: rekina czy suszonej ryby. Wejścia do większości klubów są darmowe, a piwo kosztuje ok. 25 zł (to już lepiej sobie kupić wódkę na lotnisku). Tradycyjny islandzki sweter można upolować taniej w sklepie Czerwonego Krzyża (na głównej ulicy Reykjaviku) albo na wspomnianym pchlim targu.
Aha, i WSZĘDZIE można płacić kartą. Nie ma potrzeby wymieniania wcześniej złotówek na korony, które nie wszędzie można w Polsce kupić.
Trasa
Nie musicie zabierać ze sobą mapy z Polski, bo lepiej sprawdzają się mapki poszczególnych terenów, które dostaniecie w każdym centrum informacji. Zresztą na Islandii bardzo ciężko się zgubić samochodem. Ustalając trasę tygodniowej wycieczki, raczej pomijamy Fiordy Zachodnie i interior, więc poruszamy się tylko drogą nr 1. Jest mnóstwo miejsc, które warto zobaczyć i polecam zbaczać z głównej drogi, nawet w słabo oznaczone dróżki, bo można tam znaleźć coś fajnego. Kilka z tych miejsc opisałam na blogu. Jedziemy z Reykjaviku na południe:
1. Złoty Krąg – gezjery i wodospady.
2. Gorąca rzeka w Hverager?i.
3. Jeden z najpiękniejszych wodospadów – Seljalandfoss.
4. Ukryty basen przy drodze nr 242 (tych basenów szukajcie wszędzie, bo jest ich sporo na Islandii – pytajcie miejscowych)
5. Plaża Vik, na której Bjork kręciła teledysk do “Who is it?”.
6. Laguna Jökulsárlón i cały Park Narodowy Skatefell.
7. Fiordy Wschodnie to dużo małych, portowych miasteczek, ale najpiękniejszy na wschodzie jest dla mnie odcinek drogi dojazdowej do Sey?isfjör?ur. Zróbcie to dla mnie i nie omijajcie tej trasy!
8. Północ to drugie największe miasto – Akureyri oraz jezioro Mývatn i jaskinie “Gry o tron”.
9. Jest tam też więcej półwyspów, na które warto zajechać, chociażby po to, żeby zobaczyć foczki. Tylko najlepiej zapytać się kogoś wcześniej, jaka jest tam droga, bo na Vatnsnes prawie rozwaliłam auto (dziura na dziurze).
10. Potem są Fiordy Zachodnie – najbardziej dzikie miejsce na Islandii. Mało turystów tam zagląda.
11. Wracając do Reykjaviku, można jeszcze zahaczyć o półwysep Snaefellsnes.
To taka skrócona lista, bo jest jeszcze mnóstwo wodospadów, wiosek, pustkowi, które mogłabym polecać, ale myślę, że po drodze na nie wpadniecie. Przy drogach często są jakieś niepozorne znaki i warto sprawdzać, do czego one prowadzą. Najważniejszą poradę zostawiłam na koniec: