To było miesiąc temu, kiedy wracałam z pożegnalnej kolacji koleżanki, która wyjeżdżała do domu na Święta. Wiedziałam, że jak ona wróci do Reykjaviku, to już mnie tutaj nie będzie. Szłam pustą ulicą, bo był to środek tygodnia i postanowiłam pójść naokoło do domu, popatrzeć dla pocieszenia na ulubione murale. Przez ostatnie miesiące tropiłam je z determinacją Rutkiewicza i coraz bardziej interesowałam się street artem w ogóle. Przeglądałam prace artystów z różnych krajów, czytałam o ich pobudkach i inspiracjach. Sztuka uliczna stała się tematem, który był w stanie odciągnąć mnie od wszystkiego na parę godzin. I wtedy po raz kolejny chciałam nacieszyć oko i zająć myśli tymi obrazami, ale coś nie zadziałało. Wiedziałam, że to był początek serii pożegnań z bliskimi mi ludźmi, których za chwilę tutaj już nie będzie.
Ze wszystkich utarczek koczowniczego trybu życia najbardziej nie radzę sobie z pożegnaniami. Ani z rodziną, jak wyjeżdżam z domu, ani z ludźmi, których poznałam w drodze. Reykjavik stał się moim drugim domem, a ludzie, którzy tutaj są – jak rodzina. Myślę, że zrozumie mnie każdy kto mieszka za granicą, bo w takiej odległości od domu, człowiek bardziej przywiązuje się do obcych ludzi. Mieszkając w Krakowie, mam najbliższych rzut beretem od siebie. Obcokrajowcy na Islandii spędzają ze sobą Wigilię, Sylwestra, urodziny, imieniny i wszystkie inne okazje, które normalnie spędzą się z rodziną.
Wtedy dotarło do mnie, że to nie murali będzie mi na tej ulicy brakować najbardziej, ale ludzi. Tych, których już znam i są mi bliscy oraz tych których okazji już nie będę miała poznać. Obudziłam się następnego dnia z myślą, że zrobię to graffiti. Aby znajomi mogli mi przesyłać swoje twarze z ulicy, a i może jakiś nieznajomy zatrzyma się na chwilę i pomyśli o tym, że on też jest pięknym elementem tego miejskiego krajobrazu. Wiecie, taka inna wersja Shakiry, która śpiewa “You are so beautiful”. Muszę popracować nad wykonaniem, ale jestem szczęśliwa, że zostawiłam po sobie jakąś pamiątkę dla miasta, które zmieniło mnie w pozytywną osobę. Chciałabym w taki sposób zaznaczać swoją obecność w każdym mieście, które odwiedzę. Jakbyście byli w Rekjaviku, to szukajcie mojej pracy – Grettisgata 55, 101. Jeśli wrzucicie zdjęcie do sieci, to nie zapomnijcie dodać hasztag #iamstreetart, żebym mogła Was znaleźć!
Ostatnio tak sobie głośno życzyłam (na facebooku), żeby mi się trafił chłopak, który zajmuje się sztuką uliczną. Dziwne to jest, że czasami patrzymy na ludzi, którzy coś robią i nie przyjdzie nam do głowy, że sami możemy to robić, nie?
Ciekawy artykuł ale nie wiem czy do końca własnie tak jest jak uważa autor.
Z czym się nie zgadzasz? Chętnie posłucham 🙂
Fajna stronka! Gratuluje pomysłu no i tego artykułu :). Ciekaw jestem opinii moich znajomych na temat tej strony