Wiem, że sporo ludzi marzy o surfowaniu, ale ogranicza ich brak pieniędzy lub czasu. Jak się chce, to można te przeciwności pokonać i pobrykać na falach, ale dzisiaj nie o tym, jak pokonywać przeszkody, ale o tym jak bez przeszkód (za darmo!) zostać surferem. Naprawdę nie musisz być podróżnikiem, aby podróżować i zawodowym surferem, aby wieść życie w duchu zasad aloha. Myślę, że im bardziej się szufladkujesz, tym gorzej Ci to przyjdzie. Są ludzie, którzy na siłę starają się tworzyć definicje i segregować ludzi według tych wytycznych. Możesz się tym przejmować i próbować dostosować do wyznaczonych oczekiwań albo możesz robić to po swojemu, żyć na luzie i cieszyć się tym. Continue reading
surfing
Marzenia rozmnażają się przez pączkowanie
Paczkowanie polega na wytwarzaniu przez rodzicielski organizm małego fragmentu, który po oderwaniu się od rodzica samodzielnie rozwija się w identyczną genetycznie jego kopię (Wikipedia).
Do podróży po Stanach przygotowywałam się bardzo długo. Technicznie parę miesięcy, a mentalnie całe życie. Moje marzenia wysmażyły się na tyle, że można je było z głowy wyciągać prosto do rzeczywistości. Pomyślałam sobie, że uznam tę podróż za udaną, jeśli odhaczę wszystkie pozycje na liście. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że nie ma czegoś takiego jak skompletowanie listy marzeń i naiwnie wierzyłam, że wrócę do domu z pustą kartką. Nie udało się, ale nie przez to, że czegoś tam nie zrealizowałam, ale dlatego, że moja marzenia zaczęły się rozmnażać. Pączkowały. Lista zamiast pomniejszać się, zaczynała rosnąć. Na miejsce jednego pragnienia, pojawiało się natychmiast następne albo kilka więcej. Odwiedzając miejsca, o których marzyłam, poznawałam ludzi, którzy pokazywali mi swoje listy, a ja mogłam z nich pobierać materiał genetyczny do rozrodu. I tak w kółko. Wróciłam do domu napełniona celami, które zrodziły się w tej podróży i wiem, że o niektórych nigdy bym się nie dowiedziała, gdybym nie zaczęła realizować tej pierwszej listy. Marzenia są bardzo płodne. Nawet jak macie tylko jedno, to wystarczy, że zacznie działać, a potem gwarantuję, że zalęgną się następne.
Aby nie być gołosłowną, zapraszam Was na zdjęcia z porodu mojego marzenia o surfingu. Nie miałam w planach nauki pływania na desce, ale kiedy zatrzymałam się u koleżanki w Kalifornii, która zaproponowała mi darmowy instruktaż, nie mogłam odmówić. W wodzie czuję się lepiej niż na ziemi, więc byłam pewna, że mi się spodoba. Nie spodziewałam się, że ten sport opęta mną na tyle, abym poważnie rozważała jego naukę w przyszłości. I tak się stało – kurs surfingu pojawił się na mojej liście marzeń, a jego mamą jest “dzień na plaży w Kalifornii”. Mgliste wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądał po jakimś czasie nabrało kolorów i mogę je nazwać konkretnymi słowami. Wiem, jak bolą mięśnie, o których istnieniu nie miałam pojęcia i że surfing wymaga dobrej kondycji i mniejszego tyłka. Będę do tego dążyć i wiem, że coś jeszcze pięknego się z tego urodzi, bo w świecie marzeń, wiecie, nie ma bezpłodności.