#Motel
Tani motel to jeden z mocniejszych symboli kultury amerykańskiej. Zatrzymują się tam przestępcy, którzy uciekają przed policją, seryjni mordercy ukrywający swoją tożsamość, prostytutki przyjmujące klientów na godzinę. Chyba wszystkie filmy drogi, opowiadające o Stanach, mają chociaż jedną scenę w motelu. Pierwszy raz zatrzymałam się w miejscu, które nie wyglądało jak klasyczny motel, bo był to bardzo duży budynek w środku miasta, chociaż jeśli chodzi o jego mieszkańców, to na pewno znalazłby się wśród nich ktoś z kartoteką. Ściany były tak cienkie, że musiałam dwa razy wstawać z łóżka, gdyż sąsiedzi poruszali nim, uprawiając seks. W tym czasie zdążyłam zrobić pranie i sałatkę. Pierwszej nocy przestawiłam sejf pod drzwi, aby dodatkowo zablokował wejście. Nie działo się tam nic, co mogło wzbudzać mój niepokój, ale wyobrażenie motelu jako miejsca niebezpiecznego sprawiło, że odkąd przekroczyłam próg pokoju, wmawiałam sobie, że coś się wydarzy. Po kilku wizytach w takich miejscach przestałam się bać, a mój strach pojawiał się tylko, kiedy miałam do tego poważne powody (strzały, krzyki, takie tam). Powiem Wam, że mi tak bardzo nie przeszkadzały syf czy smród (chociaż nie wiem jakim cudem pokoje dla niepalących przesiąknięte są dymem), bo na to w podróży trzeba być przygotowanym. Dla mnie najważniejsza jest obsługa i uważam, że w takim miejscu liczy się to bardziej niż gdziekolwiek indziej. W Nowym Meksyku spałam w motelu prowadzonym przez hinduską rodzinę, która mieszkała na jego terenie w specjalnej przybudówce i to dawało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Z kolei pod San Francisco nawet recepcjonista sprawiał, że czułam się nieswojo,a pokoje można było wynajmować na godziny. W tym motelu było jak z filmu – słyszałam strzelaninę, pijana kobieta dobijała mi się w nocy do drzwi i widziałam prostytutki, wynajmujące pokój na godzinę. Klasyk.
#Tani
Nie wzięły się więc znikąd te sceny z filmu, ale jedno jest na pewno przekłamane – przymiotnik “tani”. Pokoje kosztują mniej niż te w normalnych hotelach, a hostele właściwie nie istnieją, ale średnia cena za noc w motelu to 65 dolarów. Najdrożej jest oczywiście w dużych miastach, gdzie nie dość, że płaci się dużo, to jeszcze można wylądować w bardzo złej dzielnicy. Najprzyjemniejsze motele są w miejscowościach turystycznych, oddalonych od dużych miast. Na przykład w południowej części stanu Utah płaciłam po 30-40 dolarów za noc, a moimi sąsiadami byli głównie turyści. Piszę o tym, bo mi też wydawało się, że tani motel to będzie wydatek rzędu 20 dolarów i mocno się zdziwiłam, sprawdzając przykładowe ceny przed wyjazdem. Spotkałam też osoby, które wybierają się do Stanów i planują “a, spać to będziemy w jakiś tanich motelach”. Oczywiście zależy, na ile ktoś się wybiera, ale noclegi (nawet w motelach) to moim zdaniem jeden z najdroższych wydatków w podróżowaniu po Stanach. Cena spada, gdy podróżuje się w dwójkę, gdyż w motelach nie ma jedynek, więc osoba podróżująca samotnie dostaje pokój z podwójnym łóżkiem i za taki musi zapłacić, niezależnie od tego, ile osób na nim śpi. Ja bardzo ograniczałam ilość noclegów w motelach, również ze względów finansowych, chociaż po jakimś czasie polubiłam te obskurne pokoiki i ich wyjątkową atmosferę.
#Mój
Tani motel już nie kojarzy mi się z przestępczością, chociaż w tej mieszance wspomnień jest jakaś domieszka lekkiej niepewności. W hotelu czujesz się komfortowo i nie myślisz nad tym, gdzie się znajdujesz i czy czasami nie wydarzy się coś niespodziewanego. Miałam świadomość tego, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce dla samotnie podróżującej blondyny, ale powoli zaczęłam je zadomawiać. Tani motel stał się mój. Ponieważ wszystkie te pokoje wyglądają bardzo podobnie, mają ten sam zestaw mebli i urządzeń, za każdym razem czułam się jakbym otwierała drzwi tego samego pomieszczenia. Po jakimś czasie miałam nawet swoje rytuały, a w ciągu jednego dnia byłam w stanie wprowadzić pokój w stan wielkiego bałaganu. Goszcząc u ludzi, człowiek stara się trzymać swoje rzeczy w jednym miejscu i zachowywać się kulturalnie. Myślę, że motel był takim miejscem, w którym mogłam dać upust swoim złym nawykom i poczuć się właśnie jak…w domu. Wiecie co? Miałam to na swojej liście rzeczy do zrobienia, ale nigdy nie myślałam, że te miejsca będą tak ważne w mojej podróży. Pamiętam, że był nawet taki dzień, kiedy zwiedzałam jakieś nudne muzeum i nie mogłam się doczekać, kiedy dojadę do motelu i zobaczę swój pokój. Brzydota tych miejsc czyniła je dla mnie pięknymi. Tylko tam miałam czas na pisanie, długie rozmowy z rodziną czy przyjaciółmi i …pranie! Moje pobyty w tanich motelach to też opowieść o tym skrawku samotności w podróży. Wierzcie mi, że w podróżowaniu solo często ma się bardzo mało czasu dla siebie. Kiedy zatrzymywałam się u kogoś, to oprócz tego, że zwiedzałam dane miejsce, to jeszcze chciałam spędzić czas z osobą, u której jestem i poznać ją na tyle, na ile mam czasu, a zazwyczaj miałam go mało. Nawet w podróży ludzie dosiadali się do mnie, zaczepiali, zagadywali i uważam to oczywiście za pozytywny skutek podróżowania w pojedynkę, ale te noce w motelach dawały mi chwile samotności potrzebne do zachowania równowagi. Chwila ciszy, wytchnienia czy po prostu rozmyślania o kosmosie/patrzenie w sufit. Z drugiej strony pokój w motelu to także ciemna strona samotności. W gorszych chwilach jesteśmy zdani tylko na siebie. O tym, że nie ma nikogo obok przypominają lustra i cienie na ścianie, a nawet odbicie w telewizorze. Wstaję i robię zdjęcia. Czuję się samotna jak nigdy w życiu i jednocześnie zainspirowana w tak dziwny sposób, że każdy przedmiot w tym pokoju wydaje mi się być osobnym wersem pięknego wiersza. Nie wychodzę nigdzie po zmroku, a nie ma nikogo z kim można porozmawiać, więc rozglądam się po pokoju i naglę widzę wszystko inaczej. Widzę swoją samotność, dobrą i złą, w porozrzucanych ubraniach i w swoim odbiciu. Myślę, że można z tych zdjęć wyczytać dużo więcej, ale pozostawiam to Tobie.