Czasami przez moją głowę przestrzela się taka myśl: przecież ta wyspa może w każdej chwili wybuchnąć! Ziemia ciągle dymi, jest parę czynnych wulkanów. Gdzie ja mieszkam?! Potem patrzę na mapę i widzę, że stoję na tym małym wypierdku na środku oceanu. Ta myśl zmiata wszystkie inne i wierci się w mojej głowie w drodze do sklepu. Zapominam o niej, wybierając warzywa. Wszystko wraca, kiedy dolna półka kasy wyskakuje z szybkością. Czemu ci ludzie są tacy spokojni? Stoją w tej kolejce jakby wszystko było w porządku, a przecież zaraz możemy eksplodować! Płyty tektoniczne się rozsuną i wpadniemy do dziury. Ja, ten chłopak i moje drobne. Czuję się jak rozbitek z bajek, który stoi na jednej nodze na malutkiej wysepce. Tylko on i palma. Palmy brak, więc jestem tylko ja i dymiąca ziemia. Muszę się stąd wydostać jak najszybciej. Wychodzę ze sklepu i idę nad wybrzeże, szukając statku, który zabierze mnie w bezpieczne miejsce. Siadam na brzegu i obserwuję fale, uderzające o skały. Już wiem, że wszystko będzie dobrze.
ocean
Głupocinki
Dzisiaj dostałam specjalną kartkę od kochanej Kingusi (meduzy!), a miesiąc temu przesyłką urodzinową wzruszył mnie Jedno. Kinga dwa razy wysyłała ten sam list, bo w międzyczasie się przeprowadziłam. Tym bardziej doceniam i myślę sobie, że w dobie szybkiej komunikacji takie formy kontaktu są na wyginięciu. Oczywiście nie chciałabym wrócić do czasów przed Skypem, bo Internet zapewnia mi stały kontakt z bliskimi, ale namacalna przesyłka od rodziny na Święta była dla mnie jak gwiazdka z nieba. Continue reading