Postanowiłam, że sfotografuję każdy mural w Reykjaviku, bo przez to, że są moją codziennością zawsze wydaje mi się, że mam na to czas. A skąd ja wiem, ile go mam? Być może na dzisiejszej imprezie wypatrzy mnie jakiś producent filmowy i zabierze do Holywoodu, abym robiła karierę. I już nie będzie czasu na łażenie po Reykjaviku i fotografowanie ścian. Teraz albo nigdy (dobra porada życiowa i tytuł filmu też). A że w piąteczek za dużo czytać nie można, to będę Wam serwować przed każdym weekendem porcję upolowanych obrazków z Reykjaviku, a czasami i z innych części Islandii.
Na pierwszy rzut idzie mój ulubiony park w Reykjaviku, który niestety został zlikwidowany w tamtym roku.
Zaraz obok jest ten szczyt góry, który na szczęście się uchował, chociaż teraz jest przysłonięty jakimiś dyktami.
Na głównej ulicy (Laugavegur) jest instrukcja wiązania krawatu.
Przy Hlemmurze (głównym dworcu autobusowym w centrum) znajdziecie jeden z moich ulubieńców.
Orła widzę z okien mojego salonu
To są boczne uliczki Laugavegur. W Reykjaviku warto zaglądać w różne szczeliny czy na tyły budynków, bo tam zazwyczaj kryje się jakiś obrazek. Ostatnio kolega pokazał mi ciekawe obrazy na ścianach parkingu, który mijałam już z tysiąc razy, ale nigdy bym nie pomyślałam, że tam może być coś poza samochodami.
To kilka z obrazków, które mam na wyciągnięcie ręki, nogi. Więcej wkrótce!
czekam na więcej! Ostatnio bawię się w street art wycieczki po Yogyakarcie, więc prędzej czy później mi się podobny post uzbiera (:
Ja mam fioła na punkcie street artu teraz. Przeglądam prace artystów ze wszystkich krajów, więc czekam z niecierpliwością na uliczny post u Ciebie!
zarąbiste, czekam na vol. 2 !!:)
Dzięki. Będzie więcej.