W niedzielę zakończył się Iceland Airwaves – festiwal muzyczny, który odbywa się w Reykjaviku już od kilku lat. To dla mnie bardzo szczególne wydarzenie, bo pierwszy raz przyjechałam na Islandię właśnie na Airwaves. Chyba nie mogłam mieć lepszego początku znajomości z wyspą. Spędziłam intensywny tydzień, zwiedzając Reykjavik, poznając ludzi, a na koniec upiłam się z Patrickiem Wolfem. Wtedy to był dla mnie szok, że znany artysta przychodzi do baru, w którym bawię się ze znajomymi. Teraz wiem, że taki po prostu jest ten festiwal. Miasto jest małe, kawiarni i barów tyle, co na jednej ulicy w Krakowie, więc wszyscy spotykają się w tych samych miejscach. Skraca się dystans między artystą a publiką, szczególnie na koncertach, które odbywają się małych kawiarniach czy sklepach.
Rok temu napisałam poradnik dla żółtodziobów. Podawałam Wam też kilka zespołów islandzkich, które warto posłuchać czy zobaczyć. Festiwal dzieli się na część oficjalną (bilet kosztuje ok. 500 zł) i koncerty off-venue (darmowe). Na czym polega różnica? Na koncertach głównych występują gwiazdy jak w tym roku np. The Knife. Koncerty odbywają się w głównej sali koncertowej i w przystosowanych do masowych imprez miejscach. Koncerty off-venues są darmowe i odbywają się w mniejszych salach, kawiarniach, księgarniach, sklepach, na ulicy, u fryzjera, na basenie, czyli wszędzie gdzie to możliwe. Większość artystów, którzy grają na oficjalnych koncertach, występuje też na off venues. Ja nie kupiłam biletu, bo większą frajdę sprawia mi odkrywanie nowości, a w tym roku nie widziałam ani jednego artysty z głównej puli. Widziałam już ich wszystkich na scenie, więc mogłam sobie na to pozwolić. Pierwszego dnia poszłam na koncert Low Roar, bo grali w sklepie minutę od mojego domu, ale gdyby nie to, że koleżanka wprowadziła mnie tylnym wejściem, musiałabym oglądać (bez dźwięku) ich występ przez szybę.
Mów drugiemu, co Tobie miłe
Stwierdziłam, że moja strategia na ten rok, to chodzenie na koncerty mało znanych artystów i jestem bardzo z tego zadowolona z dwóch głównych powodów. Po pierwsze w poniedziałek, w dniu moich urodzin, złożyłam sobie postanowienie na ten rok, aby mówić ludziom w twarz pozytywne rzeczy. Zauważyłam, że łatwiej nam kogoś publicznie krytykować niż chwalić i że czasami pozytywna opinia jest odbierana jako włażenie w tyłek. Dlaczego? Może za bardzo jesteśmy przyzwyczajeni do krytykowania właśnie, a trudnej nam, wbrew pozorom, mówić ludziom, że zrobili coś fajnego. Każdy mały błąd jest od razu wytykany palcem, a cały trud włożony w stworzenie czegoś wartościowego przechodzi bez echa. Dlatego zazwyczaj bardziej słyszani są hejterzy, bo ludzie, którym się spodobało, po prostu nie mówią nic. Ja postanowiłam, że za każdym razem kiedy spodoba mi się to, co ktoś zrobi czy stworzy, zarówno w sieci, jak i w realu, to powiem mu o tym. Tak się akurat złożyło, że Iceland Airwaves stało się poligonem dla walki z własnymi blokadami. Jednak muszę podejść do obcej osoby, do artysty i powiedzieć mu, że podobał mi się jego występ. Dla mnie to nie jest takie proste i mam problem z zaczepianiem obcych, ale próbowałam. Nie mogłam się wykręcić tym, że oni są tam daleko na scenie, a między nami ochroniarze, bo przecież siedzę na krześle 1o cm od artysty. Jak mi poszło? Całkiem dobrze. Trochę się jąkałam, ale nikt mnie nie wyśmiał. Były tylko uśmiechy, a jak widziałam, że kogoś to naprawdę poruszyło, to aż mi się cieplej na sercu robiło. Po drugie chodzenie na koncerty zespołów, których nie znam jest jak otwieranie prezentu. Nie wiesz, co jest w środku. Może być zupełnie nietrafione, a może sprawić, że podskoczysz z radości.
Co ma do tego muzyka z Wysp Owczych?
Miałam więc dwa założenia na tegorocznym Airwaves: chodzić na koncerty mało znanych artystów i chwalić wykonawców, którzy zrobili na mnie wrażenie. Muzyka z Wysp Owczych jest jak diament, który zdobyłam w połączeniu tych dwóch rzeczy. Stwierdziłam, że nie znam ani jednego zespołu z tej małej krainy i poszłam na jeden koncert. Tak mnie ta muzyka omotała, że zostałam na 3 pozostałe, bo akurat w tym barze występowali wszyscy artyści stamtąd zaproszeni na festiwal. Po koncercie złapałam dwóch z nim i powiedziałam im, że bardzo mnie poruszyli, a oni podziękowali ładnie i na tym się skończyło. Poszłam na koncert Sakaris następnego dnia i oprócz standardowego “kocham Twoją muzykę”, zapytałam go, czy wybiera się kiedyś do Polski. Ku mojemu zaskoczeniu on się tak na ten pomysł nakręcił, że wymieniliśmy się kontaktami i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to sprowadzę chłopaków do kraju. Przyszlibyście na koncert?
Dobra, koniec tego gadania.Muzyki komentować nie będę, bo myślę, że mówi sama za siebie. Polecam pogrzebać głębiej w twórczości wymienionych artystów, co ja robię od kilku dni.
Sakaris
Byrta
Greta Svabo Bech
Marius Ziska
Eiv?r
ORKA
Idę szukać dalej i myśleć w jaki sposób dostać się na G!Festival, który odbywa się tam w lipcu. Dajcie znać, jak Wam podeszła ta muzyka. Mi do gardła.
Hej :). Jak zwykle dobrze się Ciebie czyta! I dlatego nominujemy Cię do Liebster Blog Award – szczegóły na naszym blogu:
http://www.wszedzie.com/2014/11/liebster-blog-award.html
Czekamy na kolejne wpisy!
Bardzo mi miło, ale z zasady nie biorę udziału w takich akcjach. Pozdro i dzięki!