Odkąd odgrzebałam to zdjęcie z czeluści mojego komputera, zerkam na nie codziennie, bo ustawiłam je sobie jako tło pulpitu. Muszę mieć jakiś mocny kontrast z tym co za oknem. Dzisiaj usiadłam przed moim niebieściutkim laptopem, aby napisać o kolejnej atrakcji w Stanach, którą udało mi się zobaczyć i siedziałam przez pół godziny przed białą kartką. Nie chodzi o to, że nie wiem o czym pisać, bo lista miejsc, a więc także tematów, jest długa. Moje myśli ukradła ta dziewczyna ze zdjęcia i nie potrafiłam się skupić na opisywaniu “Big Sur”, które miało być dzisiaj tematem opowieści.
Zastanawiacie się czasami, kim są przypadkowi ludzie na Waszych zdjęciach? Przechodnie, których mijacie, a którzy w jakiś sposób przykuli Wasz wzrok? Co robią? Czym się zajmują? Dlaczego przyjechali akurat w to miejsce? O czym myślą, kiedy patrzą w dal? Może o poważnych życiowych decyzjach, które muszą podjąć, a może po prostu o tym, co trzeba zrobić na obiad… Czy ja jestem u kogoś na pulpicie? Czy gdzieś na drugim końcu świata ktoś zastanawia się, kim jestem?
Trochę nie doceniamy tego jak ważnym elementem każdego krajobrazu są ludzie i ile oni wnoszą do tego, co widzimy. Przejrzałam prawie wszystkie fotografie, które zrobiłam w Stanach i zdecydowanie brakuje mi na nich ludzi. Dlaczego kiedy fotografujemy ładny widok, czekamy aż inni zejdą nam z kadru? A może powinnam im robić zdjęcia? Nie dziwię się, że Humans of New York zdobył taką popularność. Każdy człowiek ma jakąś historię do opowiedzenia i często byłam zaskoczona jak wciągające są opowieści ludzi, od których zazwyczaj się odsuwamy. Jak się podróżuje samemu w zatłoczonym autobusie, to nie ma takich możliwości. Człowiek siedzi kilka godzin i słucha bezzębnego kolesia z dziwnym akcentem, a potem sobie myśli, że kupiłby jego książkę. Pamiętam jak w liceum analizowaliśmy tekst “Desideraty” i każdy miał wybrać swój ulubiony fragment. Większość osób skupiała się na miłości i byciu sobą, ale mi najbardziej utkwił w pamięci ten kawałek: “Słuchaj też, bo każdy ma swoją historię. Nawet głupiec, ignorant ma swoją opowieść”. Tylko czasami najpierw, żeby móc wysłuchać, trzeba zapytać…
Bo teraz mogę w każdej chwili doczytać o miejscu, w którym zrobiłam to zdjęcie. Jest nim Horeshoe Bend w Arizonie i znajduje się niedaleko Kanionu Antylopy. Można tam dojechać autem drogą numer 89, po czym trzeba dojść na nogach ok. 10 minut. Mogę Wam też pokazać na co tak właściwie patrzy owa dziewczyna, chociaż lepsze zdjęcia znajdziecie u “W pogoni za szczęściem” (ciężko objąć całe zakole, bo człowiek stoi na krawędzi i ciężko mu ogarnąć całość obiektywem). Mogę Wam poradzić, że lepiej nie iść tam w środku dnia, bo skwar jest tak niesamowity, że nawet ten 10 minutowy spacer może wydawać się jak całodniowa przeprawa przez Saharę. I w końcu mogę Wam polecić to miejsce, bo jest piękne.
Ale nie mogę Wam powiedzieć kim jest dziewczyna ze zdjęcia. Bo nie zapytałam.
Może Ty masz jakieś propozycje? Pomóż mi stworzyć jej tożsamość, a wydrukuję to zdjęcie i wyślę je do Ciebie. Ślijcie swoje pomysły na maila submit@karaboska.com. Ja mam postanowienie, aby wyjść z aparatem na miasto i celować nim tylko w ludzi. Co Wy na to? Chcielibyście zobaczyć, jak wyglądają Islandczycy?
O tak, koniecznie uwieczniaj Islandczyków! Ja po powrocie z Twojej wyspy też pomyślałam – czemu czekałam, aż ludzie wyjdą z kadru!? A teraz, jednym z moich ulubionych, jest zdjęcie domku (zresztą, zdaje się, że bardzo blisko Twojego aktualnego mieszkania), przed którym szybkim krokiem przechodzi dziewczyna. Jest lekko rozmazaną, bardzo islandzką blondynką. Za mało mam takich! Ergo: tak, rób zdjęcia ludziom. Mnie często zwyczajnie brakuje odwagi, no i Polacy nadal co najmniej RÓŻNIE reagują w takich sytuacjach… ale rób, rób, RÓB 🙂
Mi też brakuje odwagi, ale trzeba próbować, bo gdzie ja na nich popatrzę, jak wrócę do Polski? A Ty masz zdjęcie tych dwóch Wikingów z dzieckiem, które robiłaś przy mnie? Poka!
Uwielbiam przeglądać stare fotografie sprzed wielu, wielu lat i dorabiać historie życia do postaci obcych ludzi <3