Kopenhaga jest dla mnie miastem bardzo szczególnym. Do wyjazdu tam zmusił mnie zakręt życiowy, na którym się znalazłam, a listą obaw, związaną z tą decyzją, mogłabym wytapetować cały pokój. Nagle ze spokojnego życia przeniosłam się do zupełnie obcego mi świata. Miałam do czynienia z ludźmi, których w Krakowie omijałabym szerokim łukiem. Momentami było ciężko, ale nie mogłam zrezygnować, gdyż ważniejszy był dla mnie cel. Mieszkałam w hostelu z podejrzanym towarzystwem i pracowałam z ludźmi, którzy mieli kartoteki kryminalne. Zwariowałam? Na początku też tak myślałam. Po tygodniu miałam w głowie zarysy fabuły na co najmniej trzy książki. I jeśli kiedykolwiek jakąś napiszę, to sporo jej bohaterów będzie miało swój pierwowzór w ludziach, których tam poznałam. Co innego czytać reportaże o prostytutkach, rzucając do koleżanki z biurka obok “ciekawe studium socjologiczne, podeślę ci linka”, a co innego mijać je codziennie w korytarzu. Czy to jest to wyjście poza strefę komfortu, o której mówią na Facebooku? Nie wiem, ale wtedy w tym zapyziałym hostelu zrozumiałam, że najbardziej inspiruje mnie życie we wszystkich dziwnych (a może w tych właśnie najbardziej) odmianach.
Czym zajmowałam się w Kopenhadze? Sprzedawałam wodę. Tak, naprawdę. Stoisz sobie z wózkiem na ulicy i rozdajesz, oczywiście za niedrobną opłatą, plastikowe butelki spragnionym turystom. Do tej pory to ja byłam spragnioną turystką, maszerującą po deptaku! A teraz jestem członkiem ulicznej mafii. Przybijam sobie piątki z riksiarzami, rozmawiam o pogodzie z mimem i macham sprzedawcom naleśników. Murzyn, Bułgar, Stefan oraz Michael to główni bohaterowie tej ulicznej mafii. Kiedy kilka lat temu ?na wodzie? zarabiało się więcej, nikt nie wchodził sobie w drogę. Drobne sprzeczki gubiły się w ulicznym gwarze. Problem pojawił się wraz ze zwiększającą się liczbą wózków. Biznesmeni Strogetu poczuli, że konkurencja może ich wygryźć i zaczęła się walka. Podkradanie sobie miejsc i wzywanie policji było normą. Najciekawsze były taktyki marketingowe wprowadzone przez oświeconych specjalistów. Ubieranie się na niebiesko miało działać kojąco na turystów, a podrzucanie butelki przez cały dzień znacząco zwiększać sprzedaż. Kluczowe było układanie butelek w piramidkę.
Tę ostatnią taktykę szczególnie umiłował sobie mój szef, Stefan ? legenda i postrach Strogetu. Jego ulubionym miejscem był Amagetrov. Według przewodnika jest to uroczy plac, z którego widać rezydencję królów. Dla Stefana było to miejsce, w którym walczył o koronę Strogetu. Przebiegły i bezwzględny, nie pozwalał nikomu zająć dwóch centralnych miejscówek, które w slangu wodziarzy nazywane są ?Ama? i ?Benetton?. Stefan twierdził, że wyczuwa deszcz nosem. Przed każdą wygłoszoną myślą (dotyczącą oczywiście wody), przeczesywał palcami tłuste włosy. Pewnego dnia po prostu zniknął. Potem okazało się, że w jego samochodzie znaleziono broń.
Sprzedaż wody odbywała się oczywiście w centrum, gdzie jest najwięcej potencjalnych klientów. Poruszałam się moim wózkiem codziennie między głównymi atrakcjami miasta. Dlatego już zawsze będę patrzeć na Kopenhagę z perspektywy ulicy. Symbol miasta, Mała Syrenka
To dla mnie Mała Syrenka i turyści Podczas, gdy zmierzają oni w stronę królewskiej rezydencji Amelienborg… …ja widzę uliczną śpiewaczkę, która kończy pracę i idzie do swojego obskurnego hostelu. Kiedy Ty widzisz mnóstwo rowerów… …ja szukam wzrokiem riksiarzy. Pomnik zdobywcy i wojownika… Przypomina mi o ludziach, którzy teraz walczą na ulicach Kopenhagi . Polecając komuś wizytę w kościele św. Mikołaja, który został przerobiony na muzeum…
Dodaję sobie w myślach: “tam gdzie rozładowywaliśmy wodę codziennie rano”. Nawet spacerując rok później po Nyhan… Myślę sobie, że to była taka dobra miejscówka. Jeśli kiedykolwiek będziesz w Kopenhadze, to odwiedź wymienione w poście miejsca. To piękne miasto. I nie zapomnij spojrzeć, co jest po drugiej stronie lustra.
A Ty masz swoją wersję tego miasta?
true story!
Znalazłeś się na zdjęciach? 😉
Chociaż w czytelniku zapewne miał ten wpis wywołać emocje, którym bliżej do smutnych, ja uśmiałam się do łez 😉 forever love my boss Adam
Ten tekst nie miał wywołać smutnych emocji. Po prostu chciałam pokazać, że dla mnie turystyczne atrakcje Kopenhagi opowiadają bardzo konkretną historię pewnych dziwnych wakacji. Ja się zawsze śmieję, jak to wspominam, chociaż wtedy momentami byłam bliska łez. Zresztą, sama wiesz… 🙂
jasne, że się znalazłem na focie:D forever love białe buty z Decathlonu na riksze:)
Czarujący wpis. Może dlatego, że człowiek zawsze szuka w obcym tego, co znane, bliskie, własne.