Kiedy postawiłam przed sobą wyzwanie przejścia pieszo do Wrocławia, kierowałam się intuicją. Mój mózg nie pracował wtedy tak, jak powinien. Głównie dlatego, że znajdował się w dupie, ale o tym już Wam opowiadałam. Samo wyzwanie było potrzebne, aby znaleźć w sobie motywację do działania, mimo ogólnego poczucia bezsensu. Jednak to droga okazała się kluczowa – zarówno w znaczeniu przenośnym jako dążenie do celu, ale także w sensie fizycznym jako przemierzanie konkretnej odległości. Marzenie o fizycznym pokonywaniu drogi stało się celem i wybawieniem, chociaż myślę, że punkt kulminacyjny nadejdzie, kiedy zacznę przebierać nogami.
Podczas planowania tej trasy, zaczęły mnie nachodzić pewne zwątpienia. Przez ostatni tydzień dużo o tym myślałam. Zastanawiałam się, czy znajdę noclegi, czy się nie pogubię i czy w ogóle dam radę fizycznie. Już popadałam w czarną otchłań tych rozmyślań, kiedy zdałam sobie sprawę, jakim luksusem jest świadomość, że mogę się poddać. Co by się stało, gdybym nigdzie nie poszła? Nic. Świat się nie zawali. Ja nie umrę. Niestety nie każdy może sobie pozwolić na taki wybór. Są ludzie, którzy mają dużo cięższy dystans do przejścia, a na starcie zostali postawieni przymusowo. Ja mogłam dostosować wyzwanie do swoich możliwości. Wiedziałam, że nad morze na pewno nie dojdę, bo nie mam na to czasu ani kondycji. Wybrałam opcję w miarę bezpieczną, ale nie każdy ma taką w swoim zestawie.
Chciałam Was zachęcić do dwóch rzeczy. Po pierwsze do korzystania z tego luksusu, jakim jest podejmowanie wyzwań. Leczenie się drogą. Samotna wędrówka nie jest niczym strasznym i jeśli potraktujemy to jak kurację, to możemy wiele na tym zyskać. Często podróże kobiet w pojedynkę są postrzegane jako niebezpieczne i niewskazane. Ja uważam, że samotna wędrówka mogłaby być przepisywana zamiast tabletek. To dobry sposób na depresję czy inne problemy. Spójrzmy na samotną wędrówkę jak na coś, co leczy, a nie szkodzi. Chciałabym zebrać dowody na słuszność tej tezy i każdy Wasz głos będzie pomocny. Napiszcie proszę (komentarz, mail, wiadomość na Facebooku) swój dowód na to, że droga jest lekarstwem.
Druga sprawa jest taka, że są ludzie, którzy nie mogą sobie wybrać, czym się wyleczą. Potrzebują konkretnych lekarstw – bardzo drogich specyfików, których nie da się kupić za lajki. Jeśli to jest moja świecka pielgrzymka, to potraktujcie to jako ofiarę. Będę zbierać na lekarstwa dla podopiecznych wrocławskiej fundacji “Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” (w dniu startu akcja ruszy na siepomaga.pl). Uważam, że wysyłanie małych istot w tak ciężką przeprawę jest cholernie niesprawiedliwe. Nie można się nigdzie od tej decyzji odwołać. Jedyne, co mogę zrobić, to dołożyć się do wspierania ich w tej wędrówce.
PS Wszystkim, którzy wchodzą na mojego bloga z hasła “jaka jest największa kara boska” lub “co uchroni przed karą boską”, szczególnie zachęcam do wspierania akcji. Gwarantuję, że to na pewno złagodzi kary za Wasze przewinienia!