W ostatni weekend wybrałam się autostopem do Hunkubakkar – farmy, która leży na południu Islandii, ok. 250 km od Reykjaviku, w którym mieszkam. O moim pobycie tam opowiem Wam w innym poście, a dzisiaj postanowiłam naskrobać coś o autostopie, bo wiele osób planuje w taki sposób zwiedzić wyspę, aby zmniejszyć dość wysokie koszty, jakie wiążą się z wyprawą na Islandię. Ja podróżuję po wyspie samochodem, ale tym razem jechałam na wycieczkę sama, więc wypożyczenie było za drogie. Wszyscy mi zawsze powtarzali, że Islandia to raj dla autostopowiczów, ale miałam na koncie jedno nieudane podejście w tamtym roku i jakoś się zniechęciłam do tej formy podróżowania. Potem poczytałam o islandzkich przygodach Eve Marie i stwierdziłam, że jak wrócę na wyspę, to spróbuję szczęścia na drodze jeszcze raz. W końcu Islandia jest chyba jedynym krajem, w którym nie boję się łapać stopa sama. Wiem, że są ludzie, którzy podróżują w taki sposób samotnie po całym świecie i nic im się złego nie przydarzyło, ale to jest jedna z tych rzeczy, które ja się po prostu boję robić sama. Boje się wszędzie poza Islandią, bo jest to jedno z najbezpieczniejszych miejsc na tej planecie, więc jeśli zastanawiasz się nad stopowaniem tutaj, to mogę zachęcić z czystym sumieniem. Polecam założyć złote gacie, które zwiększają szansę na podwózkę i sprawiają, że czujesz się jak złota rybka, która spełnia życzenia. Ja sobie zażyczyłam, aby pogoda mi dopisała i w piątek obudziło mnie piękne słoneczko (ej w sumie, jak jest brzydka pogoda, to słońce dalej jest piękne tylko go nie widać, co nie?). Po drodze mogłam się rozkoszować jak jego promienie odbijają się od mchu, a powiem Wam, że mech jest najpiękniejszym odblaskiem, jaki moje oczy widziały.
Pierwszy samochód zatrzymał się po minucie. Nie zdążyłam nawet wyciągnąć mojej karteczki z plecaka, a już siedziałam na pokładzie samochodu kapitana, który jechał do portu na statek. Podwiózł mnie tylko kawałek, więc już po chwili znowu byłam na drodze, ale tylko na 5 sekund, bo zatrzymał się pierwszy samochód. Niestety pan nie mówił po angielsku, więc jechaliśmy sobie w ciszy. Od czasu do czasu rzucał islandzkie nazwy miast czy wulkanów. Wyrzucił mnie za Selfoss i tam czekałam najdłużej, bo aż całe 10 minut i to głównie dlatego, że przejechały w tym czasie 4 samochody. Tym razem z pomocą przyszli mi turyści, którzy zatrzymywali się co chwilę na pstrykanie fotek. Dzięki tym przystankom wzbogaciłam się o parę nowych widoczków.
Na koniec trafiłam na dwóch panów z Wielkiej Brytanii, którzy przyznali się, że Islandia jest ich lekarstwem na kryzys wieku średniego. Zostawili w domu żony i pojechali szukać zorzy polarnej. Po drodze zatrzymaliśmy się w Viku i poszłam z nimi na czarną plażę. Widziałam ją już wiele razy, więc tym razem musiałam sobie pokolorować, żeby mi się nie znudziła.
Panowie się bardzo zdziwili, że zostawiłam plecak w samochodzie, kiedy poszłam po kawę na stację. Powiedziałam im, że sama wszystko gubię, więc nie potrzebuję, aby mnie nikt okradał, po czym zostawiłam czapkę w ich aucie (chyba podświadomie chciałam im udowodnić, że nie kłamię). Następnego dnia siedzę przy śniadaniu z moim gospodarzem, a ktoś puka do drzwi i pyta, czy jest tutaj Karina. Panowie przyjechali specjalnie, aby oddać mi moją czapkę!
Droga powrotna była jeszcze łatwiejsza, bo nawet nie musiałam wychodzić na drogę, aby złapać stopa. Jeden z gości, który nocował na farmie zgodził się mnie wziąć ze sobą do Viku, gdzie jechał kręcić ujęcia do swojego filmu, a stamtąd zabrali mnie rybacy prosto do Reykjaviku. Potem się okazało, że kierowca jest nie tylko rybakiem, ale również pastorem. Panowie tłumaczyli mi, gdzie najlepiej jechać na połowy i co zobaczyć w Norwegii oraz podwieźli mnie pod sam dom. W sobotę spadł śnieg, więc za oknem było już bialutko.
Z Reykjaviku
Kiedy pierwszy raz łapałam stopa, to stanęłam na jednym z przystanków w centrum miasta i nikt się nie zatrzymał. Radzę więc podjechać autobusem na przystanek wyjazdowy. Jeśli chcesz jechać na południe, musisz udać się do miejsca, które nazywa się Nor?lingaholt. Z centrum dojeżdża tam autobus numer 5. Jeśli chcesz jechać na północ, wtedy trzeba udać się do Mosfellsb?r, gdzie bezpośrednio z głównego dworca autobusowego (Hlemmur) dojeżdża busik numer 6. Można stamtąd potem podjechać sobie jeszcze dalej np. 57, a wszystko jest ładnie pokazane na tej mapie.