Kiedyś trafiłam w jednej z facebookowych grup na dyskusję o tym, dlaczego blogerzy nie są prawdziwymi podróżnikami, bo tacy piszą książki. Ja nie potrzebuję do szczęścia żadnego tytułu, a i w podróży też nikt mnie o kwalifikacje nie pyta, ale wiem, dlaczego ja wolę pisać bloga niż książkę. Bo nie piszę go sama. Nie dość, że ludzie uzupełniają wpisy swoimi komentarzami, to jeszcze inspirują mnie swoimi pytaniami do tworzenia kolejnych postów. Ja mam materiał do pracy, a Wy odpowiedź i wszystko się kręci do przodu. Czasami trochę czasu mi zajmuje zanim sklecę to w jedną całość, bo każdy pomysł w mojej głowie musi najpierw dojrzeć i poszukać swojej formy, zanim palce rzucą się na klawiaturę. Ten tekst jest tego idealnym przykładem. Wrzuciłam na fanpage’a zdjęcie ciemności islandzkich, a Magdalena zaczęła mnie pytać o prohibicję i zaczęłyśmy sobie rozmawiać o spożywaniu alkoholu na Islandii. Zaczęłam grzebać w tym temacie i okazało się, ile historii zawiera kultura pica w Islandii. Pewnie bym się nie dowiedziałam tych wszystkich rzeczy, gdyby nie to, że mam czytelnika, który zapytał. Tak narodził się ten post, a mówię Wam o tym nie tylko dlatego, żeby nawiązać do narodzin Jezusa, ale żeby podziękować Wam, że tworzycie ze mną to miejsce. Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne i zachęcam Was do częstszego odzywania się. Dobra, koniec tego gadania, przejdźmy do picia. Continue reading