Jest piątek, jest obiecana druga seria “Reykjavik street art”. Ostatnio pokazałam Wam prace, które znajdują się niedaleko mojego domu, czyli przy głównej ulicy Laugavegur. Postanowiłam trzymać się tego klucza i w każdej odsłonie prezentować Wam graffiti z konkretnych dzielnic. Odkryłam genialną funkcję miejsc na Pintereście, więc mogę tam oznaczać, gdzie znajduje się każde graffiti. Niestety ta mapa nie jest taka dokładna, więc nie mogę wskazać konkretnego adresu, ale jak będziecie szukać, to wiecie mniej więcej na jakiej ulicy.
W dzisiejszej serii kolekcja z północnej części Vesturb?r (okolice portu). Królem w tamtych rejonach jest Guido van Helten – Australijczyk, który upodobał sobie zimne kraje (jego prace znajdziecie też np. w Grenlandii). Jest autorem pracy na zdjęciu głównym oraz poniższych.
Guido najpierw pracował nad twarzą dziadka i wtedy zauważył go właściciel ogromnej hali naprzeciwko ulicy i zaproponował mu namalowanie tam trzech wielkich obrazów. Fotografie, które namalował na ścianie wybrał ze sztuki “No exit”, która powstała 1961 roku. Kobieta na pierwszym zdjęciu to aktorka Helga Löve. Kiedy Gudio tworzył ten mural, obok przechodziła córka kobiety i krzyknęła do niego “hej, to moja matka!”. Niestety artysta już opuścił Islandię i nie wiadomo gdzie wyląduje, bo powiedział, że pojedzie tam, gdzie zaprowadzi go sztuka. Czy to nie jest piękny sposób na podróżowanie? Jestem w nim zakochana!
Po prawej stronie twarzy dziadka jest uliczka o nazwie Seljavegur, a w jej zakamarkach kryje się street art w zupełnie innym stylu.
Wystarczy, że zrobicie sobie małe kółko w drodze z powrotem do portu, klucząc miedzy uliczkami, a znajdziecie parę fajnych obrazków. Najbardziej podoba mi się to, że ten street art w Reykjaviku naprawdę stapia się z miastem. Ludzie kolorują prywatne domy i podwórka. Czasami brama jest zamknięta i widać tylko kawałek. Marzy mi się mieć kiedyś dom z wielkim muralem na przedniej ścianie.
Takiego maluszka odkryłam dzisiaj. Nie wiem, czy to jest nowe, ale nigdy tego nie widziałam.
Często zdarzają się kumulacje street artu w jakimś przejściu czy na jednym budynku. Jeśli upolujecie jeden obraz, to bardzo możliwe, że gdzieś obok czy z tyłu jest coś jeszcze. Tak jest na przykład na Vesturgacie, niedaleko Reykjavik Downtown Hostel, gdzie jest jeden z najczęściej fotografowanych street artów w Reykjaviku (przynajmniej ja kojarzyłam to miejsce jeszcze przed przyjazdem tutaj).
W tym samym przejściu jest też cytat z Sigur Ros, którego nie sfotografowałam, bo jest całkowicie zamazany przez jakieś bazgroły. Jak mnie denerwują ludzie, którzy mazakiem rysują byle co po takich dziełach sztuki!
Z tyłu budynku chowa się ta urocza banda. Czasami jest tak mało miejsca między ścianami, że nie da się sfotografować całego obrazu.
W tym samym miejscu jest jeszcze to:
Na ulicy bezpośrednio sąsiadującej z portem czeka Was taka niespodzianka.
I chyba nie ma wątpliwości, że dotarliśmy do portu. Statek i graffiti są częścią placu zabaw dla dzieci.
Godzinny spacerek po paru uliczkach, a tyle piękności. Udanego weekendu!
Trzeci obrazek z kolorowej serii – o.O, czy tam jest Dalek? (żartujemy, ale kształt ma to fioletowe po prawej trochę z tyłu dokładnie taki jak Dalekowie). Dzięki w ogóle za te wpisy street artowe. Lubimy na taki street art popatrzeć, choć generalnie wolimy ten kolorowy, charakterystyczny dla sztuki ulicznej, niż taki jak na pierwszych czterech zdjęciach. On też jest świetny, ale nie do końca w naszym typie jednak. Taki zbyt zwyczajny dla naszego uwielbiającego dziwne rzeczy mózgu.
Ach i też nie rozumiemy ludzi bazgrzących po street arcie tylko dlatego, że mogą.
Gin&PT
Na mnie robi wrażenie właśnie głównie dlatego, że jest mniej kolorowy, prostszy, ale już chyba będą tylko pstrokate w kolejnych seriach.
Moim zdaniem właśnie tym się odróżnia, że robi coś innego niż wszyscy. A talent też musi mieć nieprzeciętny, aby takimi czarno-białymi przykuć wzrok przechodnia.
Zgadzam się 🙂 Wielkość też robi swoje. Nie da się przejść obojętnie obok tego.