Pobyt w Londynie sprawił, że moja miłość do Reykjaviku wzrosła trzykrotnie. Czasami wyjazd z ukochanego miejsca uświadamia nam, za co właściwie należą się punkty miłości. Większość turystów zwiedza Reykjavik przy okazji. Nie dziwi mnie to, bo ludzie przyjeżdżają na Islandię głównie po to, aby odpocząć od miasta i napawać się naturą wyspy. Jednak klimat jej stolicy można poczuć dopiero po dłuższym pobycie, gdyż jej główne atuty dotyczą codziennego życia. Uzbierało mi się tego tak dużo, że musiałam to pociąć. Po pierwsze Reykjavik: kocham za…
TO, ŻE JEST WSIĄ
Tak wygląda jedna z głównych ulic w Reykjaviku w godzinach szczytu. Tłumy widziałam tutaj tylko w czasie parady równości, która jest właściwie ich świętem narodowym:
W centrum po głównych ulicach panoszą się kaczki i łabędzie, które nie muszą się obawiać, że zostaną stratowane przez pędzących przechodniów.
Dojście na nogach do pracy zajmuje mieszkańcom maksymalnie 30 minut, a zazwyczaj ten czas waha się w granicach 5-15 minut. Kiedyś mieszkałam w odległości 10 minut jazdy autobusem od centrum. Nikt z moich znajomych mnie nie odwiedzał i wszyscy twierdzili, że mieszkam na peryferiach świata. W Reykjaviku nie stoi się w autobusach. Nie czeka kilku godzin w kolejce do klubu. Nie przepycha się przez tłum ludzi, idąc do pracy. Jedyną przeszkodą dla tubylców są turyści, którzy czasami chodzą bardzo wolno, ale fakt, że wciąż mogę przejechać na rowerze główną ulicą w godzinach szczytu, mówi sam za siebie.
Jak na wieś przystało, natura jest w zasięgu ręki. Reykjavik jest położony na półwyspie, dzięki czemu zawsze mieszka się blisko oceanu. I pomyśleć, że na początku ustawiłam sobie ocean jako punkt orientacyjny! Przez jakiś czas miałam szczęście mieć taki widok z okna:
To zdjęcie jest bardzo wartościowe, gdyż ten park został zburzony kilka tygodni temu…
Teraz moje okna wychodzą na parking, ale wystarczy 4 minuty (mierzyłam!) spacerkiem, żeby znaleźć się na wybrzeżu.
Zaledwie 10 minut samochodem ?za miasto? i jesteśmy na pustkowiach, otoczeni przez ocean, góry, kratery i wodospady.
Niebo nad dużym miastem jest zazwyczaj przysłonięte smogiem czy światłami. Wcześniej obserwowanie gwiazd zostawiałam sobie ?na góry?. Tutaj ciągle zadzieram głowę. W dodatku zaraz po moim powrocie Reykjavik przywitał mnie serią naprawdę wyjątkowych zórz polarnych. Widziałam już ich sporo na Islandii, ale w ostatnim tygodniu ich aktywność jest bardzo wysoka. Od czasu do czasu nawet wyłączają światła w centrum, aby aurora była lepiej widoczna. Kiedy dostaję smsa od kolegi: ?weź wódkę i chodź na zorzę?, to myślę sobie, że fajnie jest tutaj żyć.
fot. Gissur Palsson
Dobra, idę na zorzę 🙂
Niesamowite to mało powiedziane.
Wiem. Czasami brakuje słów.
wyburzyli skatepark…? ciekawe te Twoje zapiski 😉
Niestety 🙁 Wjechali wielkimi buldożerami i rozjechali fokę z wilkiem…
Dzięki!