Kiedyś trafiłam w jednej z facebookowych grup na dyskusję o tym, dlaczego blogerzy nie są prawdziwymi podróżnikami, bo tacy piszą książki. Ja nie potrzebuję do szczęścia żadnego tytułu, a i w podróży też nikt mnie o kwalifikacje nie pyta, ale wiem, dlaczego ja wolę pisać bloga niż książkę. Bo nie piszę go sama. Nie dość, że ludzie uzupełniają wpisy swoimi komentarzami, to jeszcze inspirują mnie swoimi pytaniami do tworzenia kolejnych postów. Ja mam materiał do pracy, a Wy odpowiedź i wszystko się kręci do przodu. Czasami trochę czasu mi zajmuje zanim sklecę to w jedną całość, bo każdy pomysł w mojej głowie musi najpierw dojrzeć i poszukać swojej formy, zanim palce rzucą się na klawiaturę. Ten tekst jest tego idealnym przykładem. Wrzuciłam na fanpage’a zdjęcie ciemności islandzkich, a Magdalena zaczęła mnie pytać o prohibicję i zaczęłyśmy sobie rozmawiać o spożywaniu alkoholu na Islandii. Zaczęłam grzebać w tym temacie i okazało się, ile historii zawiera kultura pica w Islandii. Pewnie bym się nie dowiedziałam tych wszystkich rzeczy, gdyby nie to, że mam czytelnika, który zapytał. Tak narodził się ten post, a mówię Wam o tym nie tylko dlatego, żeby nawiązać do narodzin Jezusa, ale żeby podziękować Wam, że tworzycie ze mną to miejsce. Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne i zachęcam Was do częstszego odzywania się. Dobra, koniec tego gadania, przejdźmy do picia.
Prohibicja
Postanowiłam zbadać ten temat, bo zaintrygowała mnie sugestia Magdy, że prohibicja na Islandii jest po to, aby ustrzec Islandczyków przed nadmiernym spożywaniem alkoholu w czasie, kiedy panują noce polarne i są oni bardziej narażeni na stan depresyjny. Ta teoria nie brzmi jak wyssana z palca, ale wydawało mi się, że jednak nie jest prawdziwa. Głównie dlatego, że noc polarna nie trwa tutaj cały rok, a latem bary są równie zatłoczone, jak i zimą. Poza tym Islandczycy zimą nie popadają nagle w jakiś letarg, bo tak samo jak latem, muszą chodzić do pracy czy szkoły i uwierzcie mi, że prowadzą normalne życie. Mała ilość słońca wpływa na niektórych ludzi źle, to prawda, ale nie jest tak, że nagle wszyscy chodzą jak zombi i piją od rana do wieczora, myśląc o samobójstwie.
Większe znaczenie ma tutaj polityka, a głównym na to dowodem, moim zdaniem, jest fakt, że całkowity zakaz spożywania alkoholu wprowadzono w 1915 roku, a już w 1921 zezwolono na sprzedaż wina pod naciskiem handlowców z Hiszpanii, którzy w zamian za to mieli kupować od Islandii ryby. W latach 1880-1920 wielu Islandczyków emigrowało do Stanów i pomysł prohibicji jest jedną z pamiątek, która przywieźli na Islandię. W tym czasie alkohol zaczął być eksportowany przez Duńczyków na Islandię, a Islandczycy byli dość biedni. Zachłysnęli się nowymi trunkami i wielu farmerów przepiło w jedną noc pieniądze, za które mieli utrzymać rodzinę przez rok. I to właśnie ich żony zabiegały najbardziej o wprowadzenie prohibicji. W 1935 roku zniesiono zakaz na sprzedaż mocnego alkoholu, a w czasie wojny pojawili się na Islandii amerykańscy i brytyjscy żołnierze, którzy zaczęli sprowadzać na wyspę wódkę i whisky. Najciekawszy i nie do końca wyjaśniony jest fakt, że zakaz na sprzedaż piwa utrzymał się aż do 1989 roku! Islandczycy próbowali to obejść, pijąc niskoprocentowe piwo z wódką, chociaż prawdziwa kultura barowa rozpoczęła się w mieście dopiero w latach dziewięćdziesiątych.
Party hard, party late
Nagle wszystko stało się jasne. To dlatego Islandczycy wychodzą na miasto około 1-2 w nocy! Pamiętam, że kiedy pierwszy raz weszłam do najpopularniejszego klubu w Reykjaviku o 12 w nocy, doznałam szoku. Tam nie było nikogo oprócz obsługi. Miejsce zapełniło się dopiero około 2 w nocy. Ostatnio ubolewałam nad tym z koleżanką z Niemiec i nawet próbowałyśmy organizować imprezy wcześniej, ale nikt się nie zjawiał przed północą. To są pozostałości kultury picia, która skupiała się w prywatnych domach. Drugim istotnym powodem są bardzo wysokie ceny alkoholu w barach. Nikt nie chce pójść z torbami po weekendzie i woli porządnie zaprawić się w domu. Brak piwa i mała ilość barów wpłynęła na sposób, w jaki upijają się Islandczycy. Alkohol nie był powszechny, więc jak już był dostępny to piło się na umór. I tak robi się to do dzisiaj. Islandczycy to naród, który upija się do upadłego w weekend. Najciekawszym okresem do obserwacji tego zjawiska jest lato, kiedy ciemność nie zakrywa fali pijanych ludzi, snujących się po ulicach. Jest jasno, więc wszystko widać jak na dłoni: rozmazane makijaże, zapuchnięte oczy, problemy z równowagą. Jest to dość absurdalne zjawisko dla kogoś, komu nocne życie kojarzy się głównie z …nocą.
Islandczycy są generalnie narodem ludzi zdystansowanych i spokojnych. Potrzeba trochę czasu, aby dali się poznać. Kiedyś kolega powiedział mi, że oni tyle piją, bo inaczej by się nigdy nie otworzyli. Pijany Islandczyk to przeciwieństwo własnego siebie. Jest dziki i nieprzewidywalny. Bardzo szybko przychodzi mu nawiązywanie kontaktów damsko-męskich. Ponieważ na wyspie panuje dość liberalny stosunek do seksu, a Islandki nie mają problemów z szybkim nawiązywaniem takich kontaktów, panowie są przyzwyczajeni, że na imprezę każdy przyszedł w tym samym celu. Czasami nawet nie próbują się przedstawić czy udawać, że chodzi im o coś innego. Także uważajcie na pijanych Islandczyków, drogie koleżanki.
Alkohol
Obecnie nie ma prohibicji na Islandii, ale pozostał monopol państwowy. Wydaje mi się, że jednak nikt nie chce Islandczyków bronić przed depresją czy alkoholizmem skoro mogą nakupić tego alkoholu, ile dusza zapragnie. Jest to jakieś ograniczenie, bo w nocy nie wyskoczą do monopolowego po dodatkową flaszkę, ale oni zazwyczaj mają ja po prostu w domu. Nie raz widziałam w sklepie alkoholowym ludzi ładujący zgrzewki wódki do koszyka. Cena jest bardziej zaporowa i mogłoby stopować młodzież od spożywania mocniejszych trunków, gdyby nie to, że ta młodzież zarabia całkiem dobre pieniądze. Powszechne jest podejmowanie pracy przez nastolatków, a dodatkowo dostają oni w czasie nauki całkowity zwrot podatku. Nie płacą za mieszkanie i wyżywienie, więc mają całkiem spore kieszonkowe.
Alkohol można kupić w sklepach o nazwie Vínbú?in, a na ich stronie znajdziecie ceny wszystkich dostępnych trunków. Najtańsze jest wino, które kosztuje ok. 30 zł. Najpopularniejsza wódka Reyka to koszto 160 zł, zresztą w podobnej cenie jest Sobieski. Za piwo w sklepie zapłacimy około 6 zł. W barze ten sam trunek kosztuje już 25 zł, więc różnica jest ogromna. Dlatego jeśli chcemy spędzić imprezowy weekend w Reykjaviku, to po pierwsze zaopatrzmy się w alkohol na lotnisku. Tyle możecie ze sobą wwieźć na wyspę:
- 1 litr wódki (lub innego ciężkiego alkoholu), 1 litrr wina i 1 karton papierosów albo
- 1 litr wódki, 6 litrów piwa i 1 karton papierosów albo
- 1.5 litra wina, 6 litrów piwa i 1 karton papierosów albo
- 3 litry wina i 1 karton papierosów.
Jeśli potrzebujesz więcej, to zrób zakupy w sklepie i pamiętaj, że są one zamykane 18-19, więc wieczorem już nic nie zdobędziesz. Jeśli chcesz tanio eksplorować bary, to nie ma lepszego pomocnika niż aplikacja Appy Hour, która wskaże Ci, gdzie w danym momencie sprzedają najtaniej piwo. Są też nielegalne źródła od tzw. “vodka guy”, którzy rozprowadzają islandzkie bimber (landi), najczęściej robiony z ziemniaków, ale osobiście nie polecam.
Gdzie iść potaniać
Każdy ma swoje preferencje i lubi chodzić do różnych miejsc, ale w Reykjaviku jest ich tak mało, że właściwie wszyscy chodzą do tych samych klubów. Mnie zawsze męczył klubing w Krakowie czy Warszawie, gdzie czasami traci się najwięcej czasu na łażenie od jednego miejsca do drugiego. W Reykjaviku wszystkie bary i kluby znajdują się w centrum, czyli osławionej 101. Downtown przypomina centrum jakiegokolwiek miasteczka w Polsce. Jest jedna główna ulica i wokół niej skupia się wszystko. Najbardziej znany bar w Reykjaviku to “Kaffibarinn“. Pojawił się w filmie “Reykjavik 101” i był jednym z pierwszym tego typu miejsc w Reykjaviku. To tutaj możecie spotkać Björk czy inne znane osobistości, a także sławy, które odwiedzają Islandię. Kiki to queer bar w Reykjaviku, gdzie zawsze puszczają tą samą muzykę, ale można tam się bawić do białego rana. Hurra to miejsce, gdzie często odbywają się imprezy z muzyką na żywo i grają naprawdę fajne zespoły. Zaraz obok jest Paloma i mogę Wam zdradzić mały sekret, że to miejsce ma piwnicę, do której schodzą głównie lokalsi, a gdzie zazwyczaj odbywają się najlepsze imprezy. Niedaleko tych dwóch klubów jest także Dolly. Ostatnio otworzyli nową bawialnię o nazwie “Ananas”. Nie byłam tam jeszcze, ale wiem, że grają tam fajni DJ’e. Jeśli będziecie szukać tych miejsc za jakiś czas, to mogą one mieć inne nazwy, bo w Reykjaviku istnieje dziwna sprawa z ciągle zmieniającymi się nazwami barów.
Myślę, że te informacje wystarczą Wam, aby dobrze bawić się w 1o1. Pamiętajcie, że jesteście na Islandii i możecie sobie zaszaleć, a świeże powietrze sprawi, że Wasze zdrowie na tym nie ucierpi.
Przydatny post 🙂
Ja idac na impreze o 2 w nocy pierwszy raz w Akureyri nadawalam sie tylko zeby pojsc spac a inni, impreza na calego. W stolicy wkoncu mamy cos do wyboru, bo w Akureyri mialam dwa kluby, dla starych i dla mlodych. I jakis 3 klub widmo 🙂 podobno jest ale nie wiadomo gdzie. Musze odwiedzic Kaffibarinn 🙂 A w ktorym to klubie / barze na bramce stoi ten wielki Najsilniejszy człowiek w Islandii, Haf?ór ?Thor? Björnsson??? Jesli jeszcze gdzies jest 🙂
No to tutaj poszalejesz! Wydaje mi się, że on już nie stoi na bramce, bo jest bardziej skupiony na karierze zawodowej, ale ręki sobie nie dam uciąć, także jak go gdzieś wypatrzysz, daj znać!
Spoko dam znac, wiem gdzie chodzi na silownie ale ja taki szkielet wsrod osilkow na silowni to sie nie widze, moze sie uda go spotkac. U mnie w pracy szef podobno go zna i kiedys przyprowadzil go dla jednej z pracownic. Ale ja bez wazeliny nie mam zamiaru wchodzic 😀 sama znajde 😀
Widzę, że jesteś wielką fanką 🙂 Powodzenia!
Nie az taką wielką 😀 po prostu fanką 😀