Podróże kształcą. Dowiadujemy się więcej o odwiedzanym kraju, jego kulturze, historii, geografii. Pogłębiamy swoją wiedzę. Jeśli miejsce jest szczególnie bliskie naszemu sercu, to z podwójnym zapałem chłoniemy wszystko, co z nim związane. W Stanach chciałam kosztować wszystkiego co amerykańskie, więc serwowałam sobie to, co jedzą ludzie wokół mnie. Przyjeżdżam na nowy ląd i zajadam się.
Kuchnia amerykańska
Na śniadanie oczywiście płatki z mlekiem, które akurat było moim polskim śniadaniem przez całe dzieciństwo za sprawą wysyłanych do mnie w paczce od rodziny kellogsów (tak je nazywaliśmy z bratem).
Kuzynka zaserwowała mi typowo amerykańskie połączenie słodkiego ze słonym, czyli jajko sadzone z gofrem oblanym syropem klonowym.
Kanapki z masłem orzechowym to drugie śniadanie każdego nastolatka.
Dałam się nawet namówić na to obrzydlistwo – macaroni&cheese. Kiedyś dostałam to w paczce, ale myślałam, że jest przeterminowane i wyrzuciłam. To nie było zepsute. To po prostu tak smakuje.
W zależności do tego w jakim mieście byłam, jadłam lokalne specjały. W Nowym Yorku oczywiście bajgiel z kawą
W moim rodzinnym mieście (haha) specjałem są chicago style pizza – grube ciasto umoczone w oleju oraz hot-dog z cebulą.
Na meczach baseballa pije się piwo i je niezdrowe przekąski, podawane w kasku.
Nie mogło w moim jadłospisie zabraknąć hamburgerów. Powiem Wam, że McDonald’s nie jest najpopularniejszym miejscem, w którym Amerykanie zajadają się tym przysmakiem. Mc’Donald’s jest najtańszy i spędzałam tam naprawdę dużo czasu, bo zawsze się jakiś znajdzie przy drodze, a poza tym masz pewność, że złapiesz dobry internet. Naprawdę rzadko jadłam tam cokolwiek. Zazwyczaj brałam mrożoną kawę, do której smaku tak się przyzwyczaiłam, że po przyjeździe do Polski pierwsze co zrobiłam rano po przebudzeniu, to wsiadłam do auta i pojechałam po mrożoną kawę do Mc’Donald’sa. Nie mogłam przeżyć faktu, że u nas nie smakuje tak samo. Wracając do hamburgerów, Amerykanie częściej jedzą je w sieci Five Guys.
Moim absolutnym faworytem jeśli chodzi o fast foody jest “In&Out”. To sieć restauracji na zachodnim wybrzeżu, szczególnie popularne w Kalifornii. Wszystko, łącznie z mięsem, jest świeże i pochodzi z lokalnych farm. Nie będzie to przesada jeśli powiem, że mają tam najlepsze hamburgery, jakie jadłam w życiu i wybrałam to na mój ostatni posiłek w Stanach.
Co innego jeść hamburgera w knajpie, a co innego na prawdziwym barbecue w ogródku. Taką okazję miałam na południu Ameryki, gdzie panuje szczególne przywiązanie do amerykańskich dań.
Na południu najważniejszym składnikiem dania jest fasola. Cokolwiek nie zamówiłam w restauracji, zawsze dostałam do tego fasolę, którą hodowali na tych ziemiach Indianie.
Na południu je się dużo grillowanej wieprzowiny, fasoli i kukurydzy pod różną postacią. Moim ulubionym przysmakiem są tzw. hush puppies (brązowe kulki na zdjęciu poniżej), czyli słone ciastka z kukurydzy, które zostało wymyślone przez niewolników.
Soczystym amerykańskim przeżyciem było też zjedzenie krwistego steka (niestety nie mam zdjęcia), ale przekażę Wam to, co powiedziała mi moja kuzynka, specjalistka od tego dania. Nie wolno Wam w USA zamówić steka done czy well done. Stek ma być krwisty, bo inaczej jest to marnowanie pieniędzy.
Najbardziej tradycyjną przekąską jest oczywiście sandwich, ale te miejsca szczególne, które odwiedzałam miały swój klimat, historię, sekretny składnik czy sos, który jest podawany tylko w tym miejscu. Można już chyba mówić o kulturze jedzenia kanapek i przywiązaniu do tradycji ich przyrządzania. Bary kanapkowe podobały mi się zdecydowanie bardziej niż hamburgerownie.
Z przekąsek ulicznych, oprócz hot-dogów z budki, często sprzedawane są także precle. Tego jadłam w Chicago, pył ciepły i pyszny.
A za tego zapłaciłam 4 dolary, bo sprzedawca dał mi cenę dla naiwnych turystów. Nie kupujcie jedzenia na Time Square.
Gotowaną kukurydzę kupiłam sobie w wesołym miasteczku jak pan Bóg przykazał
Pecan pie to ciasto, które często pojawia się amerykańskiej literaturze, gdyż gości na stołach z okazji różnego rodzaju świąt. Ja jadłam je w Teksasie na imprezie dla dzieci żołnierzy.
Moja ulubiona jedzeniowa historyjka wiążę się z pączkami z Krispy Kreme, które są legendą na południu Ameryki. Jeśli w restauracji świeci się czerwona lampka to znaczy, że pączki są jeszcze ciepłe. Kiedy opowiadałam moim gospodarzom w Północnej Karolinie, że ciekawi mnie, czy amerykańscy policjanci naprawdę ciągle jedzą pączki, stwierdzili, że musimy to sprawdzić i czatowaliśmy na nich na stacjach benzynowych. Kiedy w końcu jednego dorwaliśmy, to powiedział, że nie je pączków, ale może sobie zrobić zdjęcie.
Kuchnie świata
Mimo, że kuchnia amerykańska kojarzy się głównie z fast-foodami, to tak naprawdę w Stanach, a szczególnie w dużych miastach je się przede wszystkim dania ze wszystkich krajów świata. W Nowym Yorku próbowałam dużo różnych pyszności z najodleglejszych zakątków. W Stanach głównie jada się na mieście, więc Amerykanie próbują bardzo różnych rzeczy. Na przykład na sushi zostałam zaproszona przez farmera z południa, który dzień wcześniej serwował mi tłuste hamburgery.
Najbardziej popularna jest chyba kuchnia meksykańska. Ja najczęściej jadałam w Chipotle, bo tam jest najtaniej.
Miałam też okazję spróbować tej kuchni przyrządzonej przez Meksykankę, u której nocowałam w Teksasie.
Na drugim miejscu jest kuchnia azjatycka, a szczególnie popularne są chińskie bary, w których za kilka dolarów możesz jeść, ile zdołasz.
To podobno ulubione danie Michela Jacksona, ale za nic nie potrafię sobie przypomnieć, jak się nazywało.
W Nowym Yorku właściwie co chwilę trafiłam na jakieś uliczne budki z egzotycznym jedzeniem i trwoniłam tam swój majątek, chociaż niektóre potrawy było zaskakująco tanie. Za te pierożki z naleśnikiem zapłaciłam 4 dolary (tyle samo, co za jednego suchego precla).
Dla ciekawostki Wam powiem, że dania w MOMA są ładne kolorystycznie. Fajne powiązanie kuchni z miejscem.
Julia z Rosji zrobiła dla mnie domowe pierogi
A w Savannah jadłam też sporo makaronów, gdyż mój gospodarz w Savannah był kucharzem we włoskiej restauracj
Moja kuchnia
Kuchnia to nigdy nie był mój świat. Zawsze mi się wydawało, że gotowanie jest nudne. Zazwyczaj odgrzewałam zrobione przez Babcię pierogi, żywiłam się na mieście lub przyrządzałam jakieś proste dania. Czasami szarpnęłam się na zrobienie czegoś wyjątkowe, ale to było tylko na specjalne okazje i zazwyczaj dla kogoś, a nie dla siebie. Przechodziłam różne diety, ale głównie po to, aby być chudsza i zazwyczaj kończyło się to efektem jo-j0. Nigdy nie zastanawiałam się nad tym, co jem i gdzie to zostało wyprodukowane. Nie dlatego, że miałam to gdzieś, ale po prostu nie byłam świadoma tego, jak ważne są to informacje. Nigdy bym nie pomyślałam, że moje podejście zmieni się po podróży po Stanach, które są często używane jako symbol niezdrowego jedzenia. To jest niesamowite, jak powoli zmieniało się moje podejście do tego, co pojawia się na talerzu. Zaczynając swoją wyprawę na wschodnim wybrzeżu z brakiem refleksji nad tym, co jem i na drugim końcu kraju ze świadomością, jakie to jest ważne. Pierwsze dwa miesiące jadłam głównie to, co pokazałam Wam w pierwszej części. Nie tylko dlatego, że chciałam spróbować amerykańskiego jedzenia, ale też dlatego, że podróżowałam autobusami. Niektóre przejazdy trwały kilkanaście godzin, a autobus zatrzymywał się na stacjach benzynowych, gdzie można dostać tylko fast foody. Po 2 miesiącach takiego odżywania zaczęłam czuć się ociężała i coraz częściej wybierałam sałatkę zamiast hamburgera. W Kalifornii ludzie odżywiają się bardzo zdrowo i moi znajomi czy gospodarze serwowali mi taką właśnie kuchnię. Moja potrzeba zmiany sposobu żywienia trafiła na podatny grunt. Zaczęłam stołować się w restauracjach wegańskich i wegetariańskich i poznałam dużo ludzi, którzy tak właśnie się żywią. Zaczęłam coraz więcej o tym myśleć, oglądać filmy dokumentalne o jedzeniu, przeglądać blogi kulinarne. Już po 3 tygodniach zmiany sposobu odżywania poczułam się lepiej i wcale nie brakowało mi soczystych hamburgerów. Dotarło do mnie, że można jeść smacznie i zdrowo i postanowiłam, że nauczę się gotować. Po pierwsze po to, aby żyć zdrowiej i móc przyrządzać sobie te dania w domu. Po drugie, aby nauczyć się robić polskie dania, które będę mogła przyrządzać moim gospodarzom w podróży. Chciałabym w taki sposób dziękować im za gościnę, ucząc ich przy okazji czegoś o Polsce.
Podróże kształtują. Wiedza, którą zdobyłam w podróży zmienia moje wewnętrzne krajobrazy. Nie tylko posmakowałam różnych dań, ale także zdecydowałam się zmienić swoje codzienne nawyki żywieniowe. Nigdy bym nie pomyślała, że taką przyjemność będzie mi sprawiać lepienie pierogów czy robienie spaghetti z warzyw. Chciałabym się przez jakiś czas podszkolić, ale mam w planach zorganizować obiad również dla Was. Jeśli dotrwałeś do końca tego posta i masz ochotę w przyszłości być gościem na mojej pierwszej oficjalnej kolacji, to daj znać mailem. Poinformuję Cię o szczegółach.
Hamburgera z In&Out nigdy nie odmówię!
To azjatyckie danie to moze byc bulgogi … tak przynajmniej wyglada
Tak, to było to. Dzięki!
Karina, te początkowe zdjęcia… 🙁 Jesteś tym, co jesz! A gotowanie jest super, jeszcze stanie się Twoją drugą pasją 🙂 Pozdrawiam
🙂 Dlatego czasami przybieram kształty hamburgera, ale jestem na drodze do pozostania smukłą marchewką.
Jeśli dobrze zrozumiałam, zaczęłaś doceniać uroki wegańskich ( wegetariańskich ) dań….jestem z Ciebie dumna 🙂 to najlepszy wybór! Tak trzymaj kochana 🙂
Tak. Dzięki! Na szczęście to wcale nie jest trudne i sprawia mi dużo przyjemności.
przyznam, że jak spogladałam na kolejne zdjęcia, w piorunujacym tempie znikał mi jakikolwiek apetyt. aż do momentu pojawienia się chińszczyzny 🙂 dobre jedzenie to dobre smopoczucie. trzymam kciuki za twoja krucjatę 🙂
Miałam to samo, jak wybierałam zdjęcia do tego posta 🙂 Dzięki. Myślę, że nie będzie trudno wytrwać, bo czuję się o niebo lepiej teraz.