Już dawno nie miałam takiej przerwy z postami na blogu. A przecież są wakacje, a ja, ja, blogerka podróżnicza i nic nie pisze? No właśnie, o tym dzisiaj pogadamy (bo mam nadzieję, że dodacie coś od siebie do tego stosu przemyśleń, które zbierałam, siedząc na ławce, patrząc na burzę, grając w zombie, wysyłając cv, upijając się, zastanawiając się, czy wiem, gdzie leży Frankfurt). Można też podpalić. Zapałki leżą w pierwszym komentarzu pod postem.
Wiecie, przyszedł taki moment, że zaczęłam bać się swojego bloga. Jawił mi się jako niewidzialny potwór, który prześladuje mnie na ulicy i dzwoni z nieznanego numeru, informując, że zostało mi siedem dni. Ta liczba zamiast maleć, zaczęła rosnąć. 14 dni, 15 dni, 16 dni? A ja wciąż czułam blokadę przed spotkaniem. Nawet małym druczkiem mi nie wychodziło. Cokolwiek nie napisałam, potwór kasował po kilku minutach i domagał się czegoś innego. Przez chwilę zastanawiałam się, czy go nie zabić. Przyszła faktura za opłatę serwera i po cichu planowałam blogowe samobójstwo. Nagle okazało się, że coraz więcej ludzi tu zagląda i zrobiło mi się żal starego przyjaciela, który lepiej dogaduje się z nowo poznanymi ludźmi niż ze mną.
Co ich tak interesuje? O czym oni rozmawiają? Co on im mówi? Czy opowiada im o mnie? Zdrada moje sekrety?
Spotkania z ludźmi, którzy byli dla nas ważni w przeszłości przychodzą z trudem. Każdy z nas coś takiego przerabiał w swoim życiu. Wyobraźcie sobie spotkanie z samym sobą z przeszłości. Kiedy dotarło do mnie, że muszę udać się w taką podróż, byłam przerażona. Z trudem przychodzi mi oglądanie zdjęć znajomych z Islandii, a teraz mam przemielić kilkadziesiąt tekstów o miejscach, za którymi zżera mnie tęsknota? Jak się nie jest przygotowanym do egzaminu, to wiadomo, że jedyne, co można zrobić, to dobrze się ubrać. Założyłam najpiękniejszą sukienkę, pomalowałam usta na czerwono, spryskałam się perfumami, otworzyłam butelkę dobrego wina (nie znam się, ale zrobiło swoją robotę) i usiadłam przed komputerem. Całą noc grzebałam w archiwum, śmiejąc się i płacząc na zmianę. Wiecie, że ja niektórych z tych rzeczy nie pamiętam?! Zawsze mi się to wydawało głupim tłumaczeniem, że ktoś pisze bloga dla siebie, aby zachować gdzieś wspomnienia. Nagle się okazało, że coś w tym jest. Dawno już mnie nikt tak nie zaskoczył, jak ja samą siebie! Przeczytałam każde słowo na tym blogu i obejrzałam każde zdjęcie i doszłam do pięciu wniosków, które pozwoliły mi zatęsknić za tym miejscem.
Po pierwsze: Ciekawi ludzie to jeden z największych plusów posiadania tego bloga. Przez te dwa lata poznałam osoby, którymi zawsze chciałam się otaczać, a przede wszystkim podróżników, od których mogę słuchać o niedostępnych dla mnie chwilowo (wiadomo) zakątkach świata. Ale? wsiąkanie w konkretne środowiska niosą za sobą pewne niebezpieczeństwa, a przynajmniej tak stało się w moim przypadku. Zaczęłam sama siebie postrzegać jako blogerkę podróżniczą, przez co pojawiła się presja pisania tylko o podróżach. A jak mam pisać o podróżach, skoro teraz głównie przebywam w jednym miejscu? Złapałam potwora za jedną nogę. Kiedy czytałam stare posty, przypomniałam sobie, że założyłam tego bloga, bo chciałam pisać, a nie dlatego, że chciałam pisać o dalekich podróżach. Dlatego nie nazwałam go w sposób, który by sugerował tematykę. Islandia była moją największą inspiracją i sprawiła, że po latach pisania wymuszonych tekstów na zlecenie, wreszcie miałam zachcianki na pisanie jak ciężarna na korniszona, ale nawet ulubiony posiłek może każdemu się przejeść. To nie jest już blog o Islandii, chociaż nie wykluczam, że kiedyś coś o niej napiszę, bo jest to miejsce, do którego na pewno będę wracać. Jednak teraz chcę pisać o tym, co mnie obecnie inspiruje. Nie bójcie się, nie zamierzam tworzyć tekstów, o tym jak żyć. Ewentualnie może Wam czasami powiem o tym, że nie wiem, jak żyć. Głównie chcę pisać o moich krakowskich podwórkach, bo plądruje je bardzo intensywnie ostatnio. Po kilku latach emigracji doszłam do wniosku, że bardzo mało wiem o swoim własnym kraju i mieście. Wciąż ciągnie mnie do bardziej egzotycznych miejsc i mam w planach takie wypady, ale na razie chcę pisać o tym, co TU I TERA. Nie wiem, czy będziecie chcieli w tym uczestniczyć, ale ja nie potrafię pisać bloga pod kogoś, pod słowa kluczowe, pod lajki. Bo wtedy przestaje mi się chcieć go prowadzić. Mam jednak nadzieję, że moje spojrzenie na Kraków Wam się spodoba i zostaniecie. Lajki możecie oszczędzić na innych. Mi wystarczy obecność.
Po drugie: Podróże to coś pięknego, co nas zmienia, otwiera na świat, uświadamia, że wszystko jest możliwe. Ale podróże są niebezpieczne, bo wiesz, że możesz być wszędzie. Bycie w rozkroku to największa szkoda, jaką mi wyrządziło podróżowanie. Ciągle mi się wydaje, że jest lepiej tam, gdzie mnie nie ma. Kiedyś bałam się nieznanych miejsc, bo skoro nie wiem, co mnie tam czeka, to mogę się spodziewać najgorszego. Teraz ta myśl mnie pociąga. Im mniej znane dla mnie miejsce, tym większa ochota by tam pojechać. Spodziewam się najlepszego. Po powrocie cholernie tęskniłam za Islandią i kilka pierwszych miesięcy to był stan lekkiej depresji. Nie dlatego, że nie cieszyłam się z tego, gdzie jestem czy żałowałam powrotu, bo tak jak napisałam przed chwilą, cieszy mnie bycie w Polsce i odkrywanie jej na nowo. Mam konkretny plan związany z byciem tutaj i myślę, że bardziej niż kiedykolwiek jest on jasny i wierzę w jego realizację. To jest po prostu coś, co będzie mi towarzyszyło już zawsze. Muszę znaleźć sposób na to, aby raz na jakiś czas zaaplikować sobie Islandię dożylnie, ale patrząc na ceny biletów z Gdańska do Reykjaviku, myślę, że nie będzie to takie trudne.
Miało być pięć wniosków, ale do trzech pozostałych doszłam już po drugiej butelce, więc ich zapis wyglądałby mniej więcej tak: ds. dfdifjd jd fjkgtoy sdjwrhfbnvn jcyferu. W każdym razie ? wróciłam na chatę. Idę kłaść nową tapetę na ściany i zapraszam na kolejne imprezy.
Zapałki
A ja tu siedzę, w Twoim domu, i czekam na Ciebie długo, a Ty sobie gdzieś poszłaś. Już myślałam, że nie wrócisz. Dobrze, że jesteś. Weź mnie na spacer po Krakowie.
Ja chodziłam z Tobą po górach w tym czasie 🙂
Anda ya…algunos parece que no,pero otros no me creo que sean de verd??.No s?? porqu?? hay gente que se empe??a en enga??ar a todo el mundo con estas mierdas.
Mam podobną lekką dupę z blogiem. Miało być wielce o odnajdywaniu się w Krakowie, no i dość szybko odechciało mi się pisać tylko o tym. A teraz takie grzebanie nogą w piasku i miętoszenie brzeżka spódnicy – ojejciu jejciu, a czy ja mogłabym tu czasem o czymś innym pisiu pisiu? Jakaś masakra. Skąd te ograniczenia, które same sobie narzucamy!?
A przecież ja strasznie lubię Twój styl i Ty możesz tym stylem pisać o krakowskich podwórkach, a nawet o wadowickich parkingach. PISZ, Kara, nie po tośmy (nie wiem, gdzie się takie “śmy” przykleja) się do Ciebie na parapetówę wbili, żeby teraz po cichu i na smutno chlać!
Haha, no właśnie. To nasze blogi, więc możemy robić z nimi, co chcemy. Ahoj! Ja czytam Twojego bloga, ale przez ogólną blokadę przed pisaniem, komentarze też nie wchodziły w grę. Bierz inne tematy, a Krakowem się podzielimy.
Hi Bev, wow what a beautiful card I love those images they are so darn cute, and the whole card design is just fabulous. And I would love the postcard to. hugs Shirleyxx
I don't know when you went on the Great Nor'Easter, but they got new custom seats with different restraints which minimize head-banging. Now it's called "FLY The Great Nor'Easter". It's a lot better now, and the new seats are not only more comfortable, but make the ride more thrilling.
No w końcu nowy post:)
Cicho czytałam Twojego bloga. Cieszę się, że wracasz (to już postanowione w mojej głowie!). Jako nowa mieszkanka Krakowa chętnie poznam Twoje patrzenie na to miasto (:
Jako stara-nowa mieszkanka postaram się nie zawieść. Jest coś, co Cię szczególnie interesuje?
..nie mam specjalnych pytań póki co (: (jak się to zmieni to dam znać!)
Lubię! Bardzo lubię! Tym bardziej że mieszkam w Krakowie od (ekhm, ekhm) 15 lat i czasami nowe spojrzenie na miasto bardzo by się przydało 🙂
(Lubię też Beskidy i kryminały Krajewskiego. A nie wyobrażam sobie siebie w wersji blond – może być tyle o mnie? :))
Może być też więcej 🙂 Dzięki za ten komentarz, bo to nowe terytorium, więc przyda się wsparcie.
Jakiś czas temu też miałam duże przerwy w pisaniu bloga. To chyba taki mały kryzys twórczy.
Fajnie, że wróciłaś do pisania. Nawet po winie 😉
Jak publikowałam posta, to mi mignął Twój status na Facebooku, że dawno już nie pisałaś, ale Ty przynajmniej masz wytłumaczenie, bo trenujesz dużo 😉
W ramach odkrywania Polski zapraszam do Lublina 😉
P.S.
Fajnie znów Cię czytać 🙂
Nigdy nie byłam i tamte rejony są bardzo możliwe wkrótce. Dzięki!
No, pisz, pisz kobieto!:)
Dzięki kobieto 🙂
lajka nie dam, zaznacze swa obecnosc <3
Dzięki, że jesteś 🙂
Especially useful….look forward to coming back again. https://happywheelsrr.wordpress.com
These posts are quite old now- I will give birth around Christmas time and want to know if anyone can recommend antenatal classes occurring in sep- november 2012 in Bak.kong.?
TYVM you’ve solved all my problems
Przejrzałem, podróżuję, też coś prowadzę w internecie więc miło znaleźć kogoś z podobnymi przejściami. Przybijam piątkę wprost z Krakowa!