Jestem już kilka dobrych (tych gorszych też) miesięcy w Polsce, a czasami czuję się jakbym wciąż mieszkała za granicą. Najczęściej we własnym domu, w którym prędzej dogadam się po islandzku niż po polsku. Często zaraz po wyjściu z mieszkania odpowiadam ludziom po angielsku i dziwi mnie, że wszyscy wokoło gadają w moim ojczystym języku. Ilu tu jest Polaków! No tak, bo jesteśmy w Krakowie, a ja po prostu mieszkam z Islandczykiem.
Jak to się stało?
Z Jimim poznaliśmy się w Reykjaviku i mieszkaliśmy przez jakiś czas razem. Pewnego dnia postanowił, że chce przeprowadzić się do innego kraju w Europie. Tak po prostu. Z ciekawości i żeby zmienić otoczenie. Ja już wtedy wiedziałam, że wracam do Polski, więc stwierdził, że będzie mu łatwiej ogarnąć wszystko z moją pomocą, a nasz kraj mu się bardzo podoba, nie mówiąc już o tym, że jakimś cudem bardzo dużo jego znajomych na Islandii to byli Polacy. Przeprowadził się do Krakowa, znalazł pracę w przedszkolu, a koniec końców zamieszkaliśmy razem. Niedługo ten czas dobiega końca, więc postanowiłam podsumować to postem na blogu, zachęcając Was do takich doświadczeń. Są oczywiście pewne minusy, ale już we wstępie mogę zakończyć stwierdzeniem, że warto. Kieruję te słowa głównie do osób, które być może nie mają okazji na wyjazd, a chcą się poczuć jak w podróży. Bo takie życie z obcokrajowcem jest jak podróż i nie trzeba z domu wychodzić. Większość obcokrajowców, których poznałam w Polsce mieszka z innymi obcokrajowcami. Dlaczego? Studencie, jeśli szukasz mieszkania sugeruję Ci, abyś szukał współlokatora z innego kraju. I teraz powiem Ci, why.
Lekcja angielskiego za darmo
Urzędowym językiem w moim mieszkaniu jest angielski. Oczywiście są takie okresy, że widzimy się tylko pół godziny, ale praktycznie nie ma dnia, żebym nie używała angielskiego. Biorąc pod uwagę to, że bardzo ciężko przychodzi mi nauka języków, nie wiem, na jakim byłby on poziomie, gdybym miała tę kilkumiesięczną przerwę. Jasne, że Jimi nie poprawia mnie za każdym razem, kiedy popełnię błąd, ale samo słuchanie tego, jak on konstruuje zdania, wpływa na to, że rzadziej je popełniam, a przynajmniej jestem świadoma, że je popełniłam. Często bywa tak, że on użyje jakiegoś idiomu czy słówka, a potem ja przejmuję to od niego i automatycznie wprowadzam to do mojego słownictwa. Najbardziej lubię uczyć się slangu, ale to też uważam za przydatną umiejętność językową, tym bardziej, że w normalnych rozmowach slang pojawia się bardzo często. W naszym przypadku lekcje wymiany językowej nie sprawdziły się głównie dlatego, że już i tak bardzo dużo rzeczy robimy razem, ale myślę, że takie lekcje to duża oszczędność pieniędzy. Jeśli osoba, z którą mieszkasz jest np. z Francji, to może dawać Ci lekcje francuskiego, a w domu rozmawiać z Tobą po angielsku. Kolejnym plusem jest to, że kiedy potrzebuję coś przetłumaczyć, to mam eksperta pod ręką, który pomoże lub po prostu sprawdzi mój tekst.
Poznawanie ludzi z innych krajów
Oczywiście sposób na to jest mnóstwo, chociażby couchsurfing, chociaż ja mam coraz większy dystans do użytkowników tego portalu, bo z roku na rok przybywa tam desperatów. Poznawanie ludzi przez znajomych to w końcu najbardziej naturalny sposób. Wydaje mi się też, że obcokrajowcy stali się dla mnie bardziej zauważalni i staram się częściej wchodzić z nimi w interakcję. Głównie dlatego, że straciłam barierę językową, ale też przez zrozumienie dla ich problemów. Wiem, jak to jest, kiedy wszyscy wokoło gadają w niezrozumiałym języku, więc jeśli spotykam na siłowni dziewczynę z Rumunii, to staje się automatycznie jej tłumaczem, żeby nie czuła się wyizolowana ze społeczności. Tak na marginesie powiem Wam, że szatnia damska na siłowni to smutny obraz tego, jak bardzo jeszcze jesteśmy zamknięci na siebie i na innych. Nawet przywitanie się przychodzi niektórym z trudem. Dzięki częstszym interakcjom z obcokrajowcami mamy szansę poznać nie tylko kraj naszego współlokatora, ale także wielu innych osób, z którymi przez niego mamy styczność.
Kulturowy koktajl
Mówi się, że nie da się poznać kraju podczas dwutygodniowej wizyty. Dlatego wielu podróżników (np. Tomasz Michniewicz, żeby postawić kogoś za tymi “mówi się”) wraca po kilka razy do jednego kraju czy miejscowości. Też kiedyś marzyłam o objechaniu świata dookoła, ale co można się o tym świecie z takiej ekspresowej podróży dowiedzieć? Chyba tylko tyle, że można go szybko objechać. Widzę ogromną różnicę w tym, jak postrzegałam Islandię nawet po 2 miesiącach tam, a po 20 (still counting…). Obcowanie z kulturą, ocieranie się o codzienne życie i rytuały narodu, który chcemy poznać to dla mnie najlepszy sposób na zobaczenie, jacy Ci ludzie są naprawdę. Mieszkając z obcokrajowcem mamy możliwość na takie doświadczenia, w okrojonym stopniu, ale wiele zachowań pozostaje, mimo zmiany miejsca zamieszkania. Ja ciągle uczę się czegoś o Stanach (Jimi wychował się w USA) i Islandii, chociaż wydaje mi się, że mam całkiem sporą wiedzę na temat obu tych krajów. Ciekawe historie przychodzą z prostymi czynnościami jak gotowanie, sprzątanie, wizyta gości. Ostatnio pokazywał mi i tłumaczył, w jaki sposób czarnoskóre kobiety dbają o swoje włosy i z którego przewodnika ja bym się tego dowiedziała?
Śmiech to język międzynarodowy
Taka różnica kultur na kilkudziesięciu metrach kwadratowych prowadzi do wielu śmiesznych sytuacji. Na przykład oglądanie filmu z lektorem to dla Jimiego najzabawniejsza rzecz na świecie. My już jesteśmy do tego przyzwyczajeni, ale zwróćcie uwagę na to jak mało emocji wkłada lektor w wypowiadane słowa, a gwarantuję, że każdy horror zamieni się w komedię. Takich sytuacji jest mnóstwo: Jak Jimi odkrył, że jeże nie żyją tylko w Afryce, ale też w Polsce, jak mówił “jestem gówno” zamiast “jestem głodny”, jak tłumaczył swoim znajomym, dlaczego nie mamy salonu i klimatyzacji…Powiem Wam jedno – jest wesoło.
Nowe spojrzenie na Polskę
Moje podejście do Polski zmieniło się wraz z mieszkaniem za granicą. Przy każdych wizytach w kraju zachwycały mnie rzeczy, które wcześnie były normą i nie wydawały się niczym nadzwyczajnym (wow, ale tu zieloni, ile drzew, wow!). Podobnie jest z mieszkaniem z obcokrajowcem. Dla niego nawet zwykła wizyta w sklepie jest fascynująca. Wszystko cieszy, zastanawia, intryguje. Czasami kiedy idę z nim na spacer, to mam wrażenie, że sama jestem turystyką eksplorującą nowe miasto. Czasami zada mi takie pytanie, które zmusza mnie do głębszej refleksji albo do docenienia tego, co mam. Naprawdę żadna rocznica, uroczystość, przemowa prezydenta czy papieża nie wzruszyły mnie tak bardzo, jak relacja Jimiego z wizyty w Muzeum Solidarności.
Wydaje mi się, że głównie wszystko zależy od tego, czy tę osobę po prostu polubisz, ale wydaje mi się, że mieszkanie z obcokrajowcem jest po prostu przygodą. Darmową – studenci – darmową. Jest też parę minusów, na które trzeba się przygotować.
Jesteś tłumaczem
Musisz się przygotować na to, że to Ty będziesz musiał załatwiać wszystkie sprawy mieszkaniowe – umowa, kontakt z właścicielem, wzywanie fachowców, zakładanie internetu, jakieś sprawy z sąsiadami. Może się zdarzyć, że akurat Twój sąsiad czy właściciel mówią po angielsku, ale w moim przypadku ja jestem głównym spoiwem i wszystkie te sprawy są na mojej głowie. Czasami też bywa tak, że ludzie w towarzystwie przełączają się po jakimś czasie na język polski (szczególnie jeśli wśród nich jest tylko jeden obcokrajowiec), a Twój znajomy jest w tarapatach, bo nic nie rozumie. Przyznam, że czasami jest to uciążliwe, bo akurat jestem na imprezie i chcę porozmawiać z konkretną osobą, a muszę zagadywać do niego, bo wszyscy gadają po polsku, ale na szczęście nie zdarza się to często. Apeluję do Was, żebyście tego nie robili i jeśli spotkacie kogoś takiego na imprezie, to nawet jak macie słaby angielski, starajcie się z nim porozmawiać.
Jesteś przewodnikiem
Będziesz zasypywany milionem pytań, poczynając od prostych spraw urzędowych (jak założyć konto w banku, gdzie i jak dojechać, za ile jest to czy tamto) przez pytania historyczne (co to jest “Solidarność”) po filozoficzne (dlaczego Polacy się mało uśmiechają). Czasami trzeba porozmawiać z kimś przez telefon w jego imieniu czy pomóc mu zaplanować wycieczkę do innego miasta. Tak jak on jest Twoim językowym ekspertem, tak Ty jesteś jego polskim, ale spokojnie – na większość pytań znasz odpowiedź.
Jesteś adwokatem
Bardzo często będziesz pytany przez wszystkich wokoło o to, jak mu się żyje w Polsce, jak w pracy i generalnie co tam u niego, a ludzie będą Cię prosić o przekazanie mu informacji. Nie wiem, z czego to wynika właściwie. Może po prostu łatwiej jest zagadać do mnie po polsku niż do niego po angielsku, ale proszę, nie róbcie tego <emotikona uśmieszek>. Nawet nie chodzi o to, że mi się nie chce komuś odpisać, ale po prostu czasami nie znam odpowiedzi albo nie chcę odpowiadać w jego imieniu.
Jak widzicie, lista minusów jest o wiele krótsza i na pewno w ostatecznym rozrachunku oboje na tym skorzystacie po równo (Ty chyba nawet więcej). Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia w mieszkaniu z obcokrajowcem i wynikającymi z tego powodu sytuacjami, to podzielcie się proszę w komentarzach.
Chyba będę namawiała chłopaka, żebyśmy wynajęli pokój nie-Polakowi! 😉 Super pomysł na post i realizacja też oczywiście świetna. My mamy Australijczyka w rodzinie, więc na urodzinach, gwiazdkach i wielkanocach jest podobnie, ale to nie to samo co mieszkanie ze sobą.
Namawiaj, namawiaj. Chciałabym zobaczyć ogłoszenie, w którym jest oznaczone “tylko obcokrajowcy” 🙂
Łomatkokochana! O 20 miałam zacząć walkę o płaski brzuch a siedzę i czytam Twój blog… Coś takiego zdarza mi się pierwszy raz, stwierdzam więc, że jest ciekawie. Bradzo.
Ulubiam więc to miejsce i zaczyam zbierać talary na wycieczkę na Islandię.
Uśmiałam się 🙂 Mam nadzieję, że Twój brzuch na tym nie straci. Pozdrawiam ciepło
Super jest mieszkać z obcokrajowcem 🙂 Doświadczyłam tego będąc właśnie tą zagubioną przyjezdną. Pamiętam, jak na początku mojego pobytu w Pradze, wspomagałyśmy się z moimi czeskimi współlokatorkami pantomimą. Potem tak się przyzwyczaiłyśmy do mówienia i jednocześnie pokazywania, że już nam tak zostało 😀 Z kolei jak byłam na wymianie we Francji, to mieszkałam w internacie. Chłonęłam więc młodzieżowy żargon, nie zawsze mając świadomość, że pewnych zwrotów nie powinno używać się rozmawiając z dorosłymi. I tak pewnego popołudnia poinformowałam opiekunkę w internacie, że jedna ze współlokatorek jest ‘w sraczu’ 😛