W stolicy Norwegii spędziłam tylko jeden dzień. Znalazłam tani bilet z Oslo do Reykjaviku i pomyślałam, że zaoszczędzę, a przy okazji odwiedzę nowy kraj. Spełniło się tylko jedno z tych założeń, a o tym, jak drogo jest w Norwegii przekonałam się, płacąc astronomiczną sumę już za sam transport z lotniska do centrum. Na szczęście spędziłam tam cudowny dzień, także mimo wszystko było warto. Wiedziałam, że Oslo przypadnie mi do gustu, bo lubię skandynawskie miasta, w których nie ma pośpiechu i trącania łokciami. Z moją przewodniczką Anitą przechadzałyśmy się po mieście, nad którym wisiały piękne chmury.
Jeden dzień to za mało, żebym mogła sporządzić dla Was przewodnik po Oslo. Postanowiłam wybrać jedną rzecz, która jest moim zdaniem “must have”. Kiedy wpadamy do fajnego sklepu, nigdy nie kupujemy całego towaru. Jeśli stać nas tylko na jedną rzecz (tak jest zazwyczaj w moim przypadku), to wybieramy coś, co najbardziej nam się podoba. Na blogach modowych pojawiają się artykuły “must have na zimę” czy “must have: białe spodnie”. W podróży też jest tak, że musisz wybierać spośród kilku kuszących opcji. Twoją walutą jest czas i musisz zdecydować, jak go wykorzystasz. Coraz częściej latamy z kilkoma przesiadkami i mamy w danym mieście tylko kilka godzin. Grzechem nie wykorzystać, ale gdzie pojechać i co zobaczyć? Moim must have: Oslo jest park Vigelanda. Wiem, że można to nazwać “must see”, ale dla mnie to nie do końca pasuje. Ja wiem, że ten park, nie tylko zobaczyłam, ale wzięłam z niego coś dla siebie i noszę w swojej sakiewce ze zdobyczami.
Do parku zabrała mnie Anita, a ja nie miałam wcześniej pojęcia o jego istnieniu, więc nie przeczytałam nic na jego temat przed wizytą. Czasami dobrze jest pójść gdzieś nieprzygotowanym, bo w głowie nie siedzą żadne sugestie. Można odbierać na świeżo. Pierwsze co mi się spodobało w tym miejscu to, że zmusza do myślenia. Nie mogłam przestać myśleć nad tym, jaki koncept miał artysta i że to musiało być coś wyjątkowego skoro jedną ideę przekazał w 200 rzeźbach, a sam proces budowania instalacji zajął kilkanaście lat. Owym artystą był Gustaw Vigeland, a cała historia zaczęła się od fontanny, którą zaprojektował na zlecenia władz Oslo.
Kiedy zburzono dom, w którym mieszkał, dostał od miasta nowy budynek w zamian za to, że wszystkie prace, które powstaną będą własnością Oslo. Do końca życia pracował nad instalacją w parku i do fontanny dołączały kolejne rzeźby z brązu i kamienia. Jedną z najbardziej znanych jest “Koło życia”.
Park powstawał w pierwszej połowie XX wieku, więc możecie się wydawać, że nagość postaci wzbudzała kontrowersje. Podobno na świecie tak, ale na pewno nie w Skandynawii, gdyż nagość nie jest tutaj problemem. Pamiętam, że mój pierwszy szok kulturowy na Islandii przeżyłam właśnie na basenie, kiedy zobaczyłam paradujące po całej szatni nagie kobiety w różnym wieku i o różnych gabarytach. Bez żadnego skrępowania i próby zasłonięcia się. Dla nich nagość jest czymś naturalnym i podobnie jest też w innych krajach skandynawskich. Świadczy o tym chociażby ten park, który zaczął być przystrajany w nagie ciała już w 1907 roku. Minęło ponad 100 lat i rzeźby wciąż opowiadają tę samą historię. Nagość sprawiła, że ta instalacja będzie aktualna nawet za 500 lat.
Każda z tych rzeźb opowiada swoją historię o człowieku. Dlatego park mógłby być wciąż aktualizowany i nigdy nie będzie skończony. Największe wrażenie zrobiły na mnie słowa Viegalanda o tym, że nie można zamykać się tylko w jednej grupie ludzi. Według niego prawdę o życiu i człowieczeństwie można poznać tylko przez interakcję z ludźmi każdego sortu. Kiedyś się nad tym zastanawiałam, że jak pomyślimy o swoich znajomych, to mimo, że są inni poprzez swoje zainteresowania, to należą do tej samej grupy społecznej. Mnie zawsze kręcili ludzie spoza tego kręgu. Oni najbardziej inspirują. Dziwki i cyganie w Kopenhadze, ćpuni w Teksasie, republikanie w Północnej Karolinie, żule w Reykjaviku, samotny Szwed w barze. Podróżowanie samemu wspomaga wnikanie w inne kręgi społeczne, bo człowiek nie jest zamknięty w jakiejś grupie. Odkąd podróżuje nauczyłam się, że każdy człowiek ma swoją historię i warto jej wysłuchać, chociaż czasami to, co inne wydaje nam się gorsze, śmierdzące, mało istotne. Vigeland chciał w swoich rzeźbach pokazać całe spektrum ludzkości. Podróżował i poznawał różnych ludzi, wdawał się z nimi w relacje, a potem stworzył swój park, w którym pokazał to, co w nich zobaczył.
Nie czytajcie przewodników. Czytajcie miejsca, które odwiedzacie. Z nich można się dowiedzieć wiele o tym, jak żyć i podróżować.
Ps Więcej zdjęć zebrałam dla Was na Pintereście.
Ja będąc w Oslo pominęłam ten park i troszkę żałuję, ale dla mnie mustem było przede wszystkim zobaczenie łodzi wikingów (:
Łódź wikingów?
Jak i opisany przez Ciebie park, tak i cały Twój wpis dał mi dużo do myślenia. Odkryłam chyba (tzn nazwałam – dzięki Twojej zanotowanej obserwacji) co łączy we mnie dawną wielką chęć do bycia pielęgniarką z obecną fascynacją podróżowaniem – właśnie ta możliwość “poznawania ludzi z innych kręgów”. Achh.. dzięki Ci za pomoc w autorefleksji! 😉
Jakoś słysząc “Oslo” nie myślałam, że coś chcę tam zobaczyć. Teraz już wiem, że chcę – i wiem co. Jeszcze raz – dzięki! 😉
W Norwegii widziałam okolice Bergen, najpiękniejsze fiordy z Językiem Trolla – opisałam to sobie tak: http://fotografia-prania.blogspot.com/search/label/Norwegia , i mogę polecić baaarrdzo te okolice na parę dni, gdyby taki akurat lot przez Bergen do Islandii zadziałał 😉
A swoją drogą trafiłam tu do Ciebie przez wywiad z Tobą na http://karolinapatryk.pl , gdzie z kolei znalazłam się, bo wywiad z moją koleżanką z naszej podróży do Gruzji tam zaistniał. Ach, taki ten wirtualny świat.
Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Wczoraj poznałam dwóch Norwegów, którzy wzięli mnie na stopa i kiedy ich zapytałam, gdzie najlepiej jechać, to też polecali te okolice. Jeśli się wybiorę do Norwegii, to na pewno tam zajrzę. Dzięki! Miło, że wpadłaś. Wszyscy się od siebie uczymy 🙂