Wiem, że sporo ludzi marzy o surfowaniu, ale ogranicza ich brak pieniędzy lub czasu. Jak się chce, to można te przeciwności pokonać i pobrykać na falach, ale dzisiaj nie o tym, jak pokonywać przeszkody, ale o tym jak bez przeszkód (za darmo!) zostać surferem. Naprawdę nie musisz być podróżnikiem, aby podróżować i zawodowym surferem, aby wieść życie w duchu zasad aloha. Myślę, że im bardziej się szufladkujesz, tym gorzej Ci to przyjdzie. Są ludzie, którzy na siłę starają się tworzyć definicje i segregować ludzi według tych wytycznych. Możesz się tym przejmować i próbować dostosować do wyznaczonych oczekiwań albo możesz robić to po swojemu, żyć na luzie i cieszyć się tym.
Nie chodzi o to, aby olewać wszystkie zasady czy mieć życiowy burdel, ale uważam, że KAŻDĄ regułę trzeba rozpatrywać pod kątem swoim odczuć i przekonań. W miniony weekend byłam w Cieszynie na zlocie blogerów podróżniczych, którzy wymieniali się poradami na temat blogowania. Wyłowiłam kilka cennych uwag dla siebie, ale nie zamierzam zmieniać tutaj rzeczy, które sprawiają mi radość, nawet jeśli mam zginąć w otchłani Google. Nie potrafię pisać relacji, ale znajdziecie je pewnie na innych blogach (zjechało się z 50 osób!). Podsumowując jednym zdaniem, bardzo pozytywna impreza, która pokazuje, że ludzie są fajniejsi w realu niż na Facebooku. Zlot odbywał się w hostelu 3 Bros Hostel Cieszyn, a jego właściciele są dla mnie takimi życiowymi surferami. Widać, że poświęcili się temu co robią i wkładają w to mnóstwo pasji, a przy tym są wyluzowani i pozytywni. Im i wszystkim ludziom, którzy żyją po surfersku, dedykuję ten wpis.
Organizowanie swojego życia wokół pasji
Surf’s up to hasło ukute w latach sześćdziesiątych i oznacza jedno – jeśli pojawią się dobre fale, rzuć wszystko i idź surfować. Jeśli jesteś w pracy, to zrób sobie przerwę i idź na plażę. Taki podejście do pasji prowadzi do tego, że po jakimś czasie musisz przekształcić ją w pracę albo tak zorganizować swoje życie zawodowe, żeby pozwalało na takie manewry. Poznałam wielu ludzi, którzy poświęcili bardzo dużo temu, aby móc codziennie surfować – mieszkają daleko od rodziny, nie mają majątków i oszczędności, ale nie wyobrażają sobie, aby mogło być inaczej i są szczęśliwi na co dzień. Nie męczą się w znienawidzonej pracy i nie uwiera ich to, jak wygląda ich codzienna rutyna. I nie chodzi o to, że masz teraz rzucić wszystko i wyjechać na drugi koniec świata, bo może to nie jest dla Ciebie. Mówię o tym, aby wybrać swoją największą pasję i podporządkować jej wszystko inne, bo wtedy cokolwiek byśmy nie robili – zaprocentuje – jeśli nie pieniędzmi, to szczęściem. Od razu widać różnicę między ludźmi, którzy robią coś z pasji (i przy okazji na tym zarabiają), a między tymi, którzy są skupieni tylko na kasie. Serio, widać po ryju.
Liczy się droga, a nie cel
W Corrajelo rozmawiałam z naszym instruktorem na temat tego, jak to jest podporządkować swoje życie tej pasji. Jeśli chcesz być naprawdę dobry w tym sporcie, nie wystarczy Ci kilka wyjazdów w roku. Najlepiej jakbyś surfował codziennie, dlatego zapaleni surferzy przeprowadzają się blisko plaży, co czasami wiążę się z daleką emigracją lub częstymi przeprowadzkami, aby móc pływać w innych miejscach. Marco powiedział mi, że to jest jak uzależnienie i nie ma tak naprawdę w surfingu czegoś takiego jak szczyt. Można zdobywać odznaczenia, wygrywać konkursy, być znanym w branży, ale zawsze będzie coś do poprawienia, bo każdy dzień przynosi kolejne, coraz większe fale. W surfowaniu dążenie do celu jest celem samym sobie, co powoduje, że człowiek całe życie jest nakręcany do dalszego działania w tym kierunku.
Live simply
Ustalenie jasnego priorytetu ( w tym przypadku surfing), sprawia, że wszystko jest łatwiejsze. Potrzebujemy kilku składników (ocena, słońce, deska) do tego, aby realizować się w pełni. Nie jesteśmy rozdarci między kupnem nowego samochodu a wyjazdem do innego kraju, bo wybieramy to, co przybliża nas do wymarzonego celu. Z zazdrością patrzyłam na naszą instruktorkę, która podskakuje na widok oceanu (chociaż widzi go codziennie) lub rozpływa się nad dobrym ciastkiem (które też je dosyć często, bo zawsze w tej samej cukierni). Może szczęście to jest prosta matematyka? Jeśli z miliona pragnień, wybierzemy trzy czy cztery, to łatwiej nam rozwiązać magiczne równanie. I niby to wszystko wydaje się takie proste, banały panie, a ile znasz osób, które tak właśnie żyją?
Każdy może być surferem
Klasyczny surfer to dobrze zbudowany facet z rozwianą blond czupryną, a typowa surferka czyli tzw. beach bunny to opalona, zgrabna laska w bikini. Sama uległam tym wyobrażeniom i widziałam siebie, pomykającą w seksownym stroju po plaży z włosami falującymi na wietrze, a skończyło się na mało seksownym kombinezonie i mnóstwem kołtunów. Także początkujący muszą uzbroić się w cierpliwość zanim osiągną surferski wygląd, ale zaawansowani potwierdzają klasyczne wyobrażenia i wyglądają dobrze nawet w piance.
Do osiągnięcia surferskiego wyglądu wystarczy strój kąpielowy i deska, ale mogę godzinami oglądać różne wariacje na ten temat. Od samego patrzenia na takie zdjęcia człowiekowi robi się cieplej i nawet nie musi być na plaży, aby poczuć klimat lata. Ja od jakiegoś czasu mam taką strategię, że jak mnie ktoś lub coś mocno wkurzy, to odcinam się od tego na chwilę i oglądam fotografie surferów. Liczenie do dziesięciu mi nigdy nie pomagało, ale od patrzenia na plażę, słońce i ładnych ludzi od razu robię się spokojniejsza i ten wielki problem sprzed chwili wydaje mi się startą czasu. Po co rozwodzić się nad jakąś pierdołą przez pół godziny jak można w tym czasie obejrzeć tonę muśniętych słońcem, fajnych dup (to do pań i do panów)?
Jakby ktoś potrzebował więcej, to tutaj zaczęłam zbierać. Bikini, koraliki, opalone ciało, rozwiane włosy kojarzą się z surferami, ale nie jest to konieczność, aby jednym z nich zostać. Na zdjęciu poniżej surferka, która założyła w Iranie organizację Waves of freedom i uczy Iranki, jak pływać na desce.
Współdziałanie
Pierwsza zasada surfingu głosi, że ustępujemy miejsca temu, kto pierwszy złapie fale. Oczywiście są różne gangi, które bronią dostępu do lokalnych miejscówek, ale mówiąc o kodeksie surfingu, myślę o tych, którzy grają fair. Czasami trzeba długo czekać na złapanie fali, bo są lepsi od nas, którzy wskakują na nią pierwsi. Jest rywalizacja o to, ale każdy szanuje naczelną zasadę.Mam wrażenie, że niektórzy ludzie patrzą na tych na szczycie ze zbyt dużą zazdrością i zamiast robić wszystko, aby tę falę w końcu samemu złapać, wkurzają się na tych, którzy już to osiągnęli. Spokojnie, fal (ludzi, lajków, followersów) jest w oceanie bardzo dużo i każdy będzie miał swój moment wzniesienia, jeśli ciężko na to zapracuje. Na podkradaniu fal jeszcze nikt daleko nie upłynął.
Live aloha
Kultura surferska wyrosła z miejsca, które uznawane jest za kolebkę surfingu, czyli z Hawajów. Słynny gest tzw. shaka, używany przez surferów, wywodzi się z kultury hawajskiej i ma być sygnałem uwalniającym dobrą energię. Aloha oznacza miłość, pokój, radość życia i totalny luz. Ludzie z kochaniem siebie albo kogoś nie mają aż takiego problemu. W kontaktach codziennych zachowują względny pokój. Największe braki widzę w tych dwóch ostatnich tematach. Wyluzujmy trochę, błagam. Nie ograniczajmy się pozycją czy wiekiem, bo moja stuletnia (naprawdę tylu dożyła!) prababcia była bardziej wyluzowana niż niektórzy ludzie w moim wieku. Jak zaczynają spinać się nam mięśnie, patrzymy na kogoś spod byka, bo ma złote spodnie na dupie czy wymagamy od swojego dziecka, aby się nie pobrudziło na podwórku, to zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie, że jesteśmy surferami. Nie Chrystusami, surferami. A teraz idźcie i nauczajcie. Można wynosić moje zdjęcia z tego bloga, aby wesprzeć swoją ewangelię obrazkami. Jeśli podpiszesz, to będzie mi miło. Jeśli nie, to kij z tym – ważne, żeby było więcej surferów na tym świecie. Proponuję też w ramach uwalniania dobrej energii w internecie, abyście wysłali komuś dzisiaj znak aloha. Mój leci do Cieszyna i liczę, że popłynie dalej.
Boska z Wami!
Zdjęcia są super!
Zakochałem się :”)