Śniła mi się dzisiaj Barcelona i kiedy coś takiego mi się przytrafia, staram się nie zeskrobywać resztek tego miejsca z powiek i wejść z tymi obrazami w dzień. Czasami na siłę przedłużam ten sen na jawie, oglądając do śniadania zdjęcia z tego miejsca i wtedy wszystko, co dzieję się tego dnia, widzę jak przez kalejdoskop. Na szary budynek naprzeciwko pada smuga słońca i wyżyma uśmiechy ze smutnych twarzy sąsiadów, którzy przestają kiwać zmartwionymi głowami na widok deszczu i wracają po kilku sekundach z pomalowanymi na różne kolory paznokciami. Żywo gestykulują i wołają ?Da nada!?, po czym wyrzucają przez okno talerze, z których przed chwilą jedli śniadanie, a one roztrzaskują się na małe kawałeczki i układają w piękne witraże. Bezdomni zrzucają brudne szaty, wskakują na różowe świnki i szybują na nich wysoko w niebo, próbując wyżebrać kilka promieni słońca dla siebie. Maszerujące dziarsko panie w garsonkach ciągną za mokre gałęzie, a rosa zmywa z ich twarzy makijaże i znikająca pod drzewem poważna biznesmenka wychodzi z drugiej strony jako radosna dziewczynka. Zwalniają, wyciągają z teczek rozkładane stoliki, na które ludzie z okien zrzucają białe obrusy i rozsiadają się wygodnie, a za ich przykładem inni ludzie na ulicy. A ja idę do kuchni zaparzyć dla nich wszystkich kawę i myślę sobie ?jak dobrze, że byłam w Barcelonie??.
Więc idź, pomaluj swój świat na żółto i na niebiesko
Do kolorowania swojego świata nie jest konieczne posiadanie partnera. Podróże są jak uzupełnianie balety barw, której potem możemy używać na co dzień, a Barcelona była dla mnie jak zakup nowego pudełka kredek. Spędziłam tam tylko kilka dni na jawie, ale w śnie już co najmniej miesiąc. Najlepsze jest to, że tak naprawdę niezależnie od tego, co zobaczycie i zwiedzicie, naładujecie się tymi barwami, zapachami, formami. Nie chcę Wam serwować tysięcznego tekstu typu ?10 miejsc, które warto zobaczyć w Barcelonie?, bo uważam, że takie artykuły wbrew pozorom utrudniają podróżowanie. Szczególnie jeśli pisze je ktoś, kto w tym miejscu spędził tylko chwilę. Jeśli potrzebujecie praktycznych informacji, to zawsze szukajcie blogów, które są prowadzone przez ludzi tam mieszkających. W przypadku Barcelony jest to np. zbarcelony.pl.
Każdy chyba wpada na początku w taką pułapkę, że chce zobaczyć wszystkie atrakcje z listy i potem lata z wywieszonym jęzorem od punktu do punktu. Mnie taki sposób zwiedzania bardzo męczył, a w dodatku miałam dziwne uczucie niespełnienia jeśli nie udało mi się odwiedzić wszystkich zaplanowanych pozycji. Nie wiem, skąd się wzięło przekonanie, że miasto poznamy, zaliczając wszystkie jego atrakcje, ale ja uważam, że tak nie jest. Oczywiście, że jak jedziemy do Rzymu, to warto zobaczyć Koloseum, ale nie trzeba organizować swojego wyjazdu tylko wokół polecanych przez innych miejsc. Każdy interesuje się innymi rzeczami i co innego będzie dla niego atrakcją. Dla mnie na przykład największą atrakcją Barcelony były ?dzikie świnie. Lubię jak mnie w podróży spotyka coś, czego bym nigdy nie zaplanowała, a mój host zabrał mnie wieczorem na wzgórze, z którego widać całą Barcelonę, po czym skręcając w ciemną uliczkę, zgasił silnik, spojrzał na mnie i powiedział: ?to teraz Cię zaskoczę?. Trochę się przestraszyłam, bo w takich okolicznościach wiecie co mogło mi przyjść do głowy. Wysiadłam niepewnie z samochodu i nagle zza krzaków wylazły chrumkające świnki, a ich widok z pięknie oświetloną Barceloną w tle i z uśmiechniętym od ucha do ucha na ich widok Hiszpanem jest dla mnie najpiękniejszym wspomnieniem i największą atrakcją, jakiej doświadczyłam w tym mieście. W ogóle jak pomyślę o innych miejscach, to zazwyczaj najciekawsze historię związane są z ludźmi, których tam poznałam. W Barcelonie było to wspomniany gospodarz, który okazał się być bogatym właścicielem luksusowych apartamentów, w których mnie ugościł, a w dodatku świetnym człowiekiem, z którym przyjaźnię się do dzisiaj. Wysyła mi co jakiś czas zdjęcia świnek. W Rzymie poznałam z kolei człowieka, który kręci dokument o ludziach z dworca Termini (bezdomnych, podróżnikach, pracownikach) i ma swoje nielegalne biuro pod torami, w podziemiach dworca. Rozmowa z nim o sztuce z dudniącymi nad głową pociągami zbliżyła mnie do Boga bardziej niż wizyty w Watykanie.
Jak nie zwiedzać miast
Przygotowując się do krótkiego wypadu, pobieżnie przeglądam przewodniki czy jakieś artykuły na temat atrakcji. Zazwyczaj wybieram jedno czy dwa miejsca, które wiem, że na pewno chcę zobaczyć. W Barcelonie był to park Guell, a resztę weryfikowałam na miejscu, zdając się na poradę lokalsów lub to gdzie mnie nogi poniosły. Mam zawsze jakąś listę rzeczy, które chce w danym mieście zrobić, ale zazwyczaj są to rzeczy, które nie ograniczają mnie do konkretnej lokalizacji np. wypić kawę w Hiszpanii. Mogę to zrobić w kawiarni na każdym rogu, więc nie muszę stresować się dotarciem do konkretnego miejsca. Pamiętajmy też, że szacowanie czasu w przypadku miast, które nie znamy jest zdradliwe. Odległość nie zawsze jest adekwatna do tego, ile czasu poświęcimy na dotarcie tam. Możemy się zgubić, mogą być korki czy kolejki i ciężko jest coś takiego przewidzieć. Nie ładujmy każdego dnia dziesięcioma atrakcjami, bo może uda nam się dotrzeć do dwóch. Odkąd odpuściłam i dałam sobie wolną rękę, mam większą przyjemność w takich kilkudniowych wypadach. Poza tym przecież mogę do danego miejsca wrócić, szczególnie jeśli wydaje mi się na tyle ciekawe. Ja od pierwszych sekund wiedziałam, że to nie jest moja ostatnia wizyta w Barcelonie. Dużo osób zachęca do zwiedzania bez mapy i tak, to brzmi bardzo poetycko, ale ja lubię mieć mapę ze sobą, szczególnie jeśli stawiam na spontaniczność. Moim zdaniem posiadanie mapy pozwala nam gubić się beztrosko bez obawy, że nie trafimy z powrotem do hotelu. Zawsze możemy na nią zerknąć i zobaczyć, czy w okolicy, w którą się zapuściliśmy nie ma czegoś ciekawego czy chociaż darmowego kibla. Poza tym mapy są bardzo fajnymi pamiątkami z podróży.
Problem ze zwiedzaniem według listy jest też taki, że wtedy wszyscy będziemy oglądać dane miasto w podobny sposób, pokazywać sobie zdjęcia z tych samych miejsc, a zazwyczaj fotografie tych największych atrakcji są w ogólnodostępne w sieci i to o wiele lepszej jakości. Jak mi ktoś pokazuje zdjęcia z miejsca, w którym też byłam, to chcę zobaczyć coś nowego. Chcę zobaczyć Barcelonę uchwyconą jego oczami. Dlatego chciałabym zaproponować Wam utworzenie takiej galerii wspólnie. Jeśli macie jakieś zdjęcie z Barcelony, które ukazuje to miasto z Waszej perspektywy, to prześlijcie je do mnie i opublikuje je na blogu. Moim przewodnikiem po Barcelonie byli mój gospodarz i słońce.
Też lubię jak mnie wodzi nos po mieście! Widzę tu podwórka Barcelony <3 to mnie tam zaczarowało. Fajny tekst 🙂
No i nie ma zdjęć świnek, rozczarowanko.
Ignacio chce, żeby świnki zostały tylko nasze.
Dzięki!
Mój wyjazd do Barcelony to była chyba pierwsza samodzielnie organizowana wycieczka zagraniczna. Dopiero się uczyłam siebie i tego, co lubię, a co mogę odpuścić.
I choć zgrozę u wielu wywołał fakt, że nie zwiedziłam stadionu (mniej niż piłka nożna obchodzą mnie na świecie chyba tylko odpusty kościelne i zakupy w strefie bezcłowej), to z przyjemnością wspominam ten pobyt, a najlepiej wizytę na targu i występ świetnego lokalnego zespołu flamenco.
Ja też nie byłam na stadionie, chociaż nocowałam 5 minut od niego…ups.
Nie wiem co fajniejsze to słońce czy gospodarz 😉
Akurat tak się składało, że gospodarz miał więcej czasu wieczorami, więc zmieniali się.
O widzę, ze byśmy die dogadamy a propos zwiedzania. Ja mam zawsze listę tego co zobaczyć bym chciała ale na miejscu potem cos dochodzi coś odpadnie. I lubię być powolnym turystą. Usiąść na ławce i siedzieć godzinę gapiąc się na ludzi. I to co napisałaś: Zawsze mogę wrócić. Do bcn wróciłam juz 5 razy. Za cztery tygodnie znów. Kocham uwielbiam i czuje niedosyt tego miasta
Nie dziwię Ci się wcale, że tak często wracasz. Ja bym mogła tam na chwilę pomieszkać. Udanego wyjazdu!
A myślałam, że po jednej wizycie tylko ja mam niedosyt, a tu okazuje się, że kolejny wyjazd jednak nie będzie zapokojeniem miasta 😉
To był też nasz pierwszy zorganizowany na własną rękę wyjazd, bez napinki, bez ciśnienia, stresu. Zobaczyliśmy sporo, ale i tak leżeliśmy na plaży, piliśmy kawę w napotkanych knajpkach.
Jadę tam znowu i znowu mam plan oddychać miastem.
Jak widzisz, jest nas więcej 🙂 Barcelona jest magiczna i trzeba chyba uważać z odwiedzeniem jej, bo potem człowiek się zakochuje i tylko myśli, kiedy by tu wrócić… Oddychaj miastem, nabieraj go głęboko w płuca i potem wydychaj nam w Polsce.
Byłem w Barcelonie już 8 razy + 4 lata pod rząd na MWC i jeszcze nigdy nie korzystałem z przewodnika 🙂 Za każdym razem widzę coś ciekawego, za każdym razem mieszkam w innym rejonie miasta. Moja rodzina na szczęście akceptuje moje zboczenie 🙂 i w tym roku cały sierpień spędzimy sobie na poszukiwaniach tego czego jeszcze nie widzieliśmy (żonie na zakupach tak przy okazji).
8 razy – wow! Ty już sam jesteś przewodnikiem i pewnie odkrywasz coraz to ciekawsze zakątki. A gdzie chodzicie na zakupy? Galerie czy jakieś lokalne sklepy?
Z zakupami to różnie, zależy co jest w okolicy. Raczej lokalnie ale do Lidla czy jakiej innej sieciówki też zdarza się wejść. Wszystko zależy jakie są plany i właśnie potrzeba 🙂 A ciuchy to wiadomo La Roca Village
Bardzo łatwo jest się poruszać po Barcelonie tramwaje,autobusy i kilka linii metra dojeżdżającego do praktycznie wszystkich najciekawszych atrakcji. Wspaniałe miejsca – wzgórza Montjuc Park Guell, Sagrada Famiila, port z pomnikiem Kolumba, łuk triumfalny itp
Barcelona to moja miłość… Myślę, że takich widoków jak na Kanarach nie ma, ale na ilość przepięknej architektury narzekać nie można (bowiem Gaudi, to mistrz nad mistrzami – na każdym kroku spotkamy jego prace i ślady):) Co do plaży to też jest, więc super! Aha! No i obowiązkowo La Rambla, La Boqueria, wzgórze Montjuic, stadion Barcy choć niestety sama nie dotarłam do Montserrat. Ale wiem, że jeszcze kiedyś mi się uda:) Życzę wszystkim udanego wyjazdu i niezapomnianych chwil w Barcelonie:)