Yosemite National Park to jedno z najpiękniejszych miejsc w Kalifornii i miałam je na swojej roboczej liście jeszcze jak podróż do Stanów była mglistym marzeniem. Wyrwałam kartkę z zeszytu i zapisałam “Wielki Kanion”, a potem “Yosemite”. Oba miejsca robią ogromne wrażenie i wprawiają człowieka w stan “skąd pochodzimy, dokąd zmierzamy”, ale gdybym miała wybierać, gdzie chciałabym wrócić, to zdecydowanie byłoby to Yosemite. Przede wszystkim dlatego, że za mało tam zobaczyłam i winę zwalam na siebie, gdyż źle to rozplanowałam. Do wizyty w parkach narodowych najlepiej się przygotować.
Mało czasu
Yosemite był ostatnim przystankiem przed moim powrotem do Los Angeles i został mi tylko jeden dzień na wizytę tam. Biorąc pod uwagę to, że jeszcze musiałam tam dojechać z San Francisco, to tak naprawdę 3/4 dnia. Obszary rezerwatów to zazwyczaj ogromne przestrzenie, które czasami nawet nie sposób przejechać samochodem w tak krótkim czasie, więc warto zarezerwować sobie co najmniej dwa dni na taką wycieczkę. Myślę, że lepiej jest pojechać do jednego parku na 2-3 dni niż zaliczyć dwa miejsca po łebkach.
Zwiedzanie z samochodu
Brak czasu zmusza nas do pędu. Czy to nie jest paradoks? Przyjeżdżamy w przepełnione spokojem miejscem i musimy się spieszyć, żeby zdążyć przed nocą do obozowiska albo do wyjazdu. Zostaje nam tylko czas na przejechanie parku samochodem i krótkie przystanki w ciekawszych miejscach. Ja wolałam posiedzieć dłużej w jednym miejscu, ale przez to, że gonił mnie czas, to nie mogłam się zatrzymać w innych. Nie mówiąc już o tym, żeby pójść na dłuższą wycieczkę czy trekking. Przed przyjazdem do parku, radzę Wam, dowiedzieć się dokładnie, jakie atrakcje można tam sobie zapewnić, jakie trasy przejść, aby poczuć prawdziwą magię.
Zły wjazd
Ważne jest też rozplanowanie wjazdu i wyjazdu. Ze względu na ogromne przestrzenie, jakie zajmują parki, możemy nawet wylądować w innym stanie po wyjechanie z parku i zboczyć z obranej wcześniej trasy. Najlepiej zaplanować podróż tak, aby już się nie wracać przez park samochodem, co zmniejsza też zanieczyszczanie tych terenów.
Brak kontaktu z ludźmi
W parkach narodowych zazwyczaj są problemy z siecią telefoniczną. Generalnie jest to dobra wiadomość, bo jak zaczynasz gubić sieć, to znaczy, że za chwilę wylądujesz w miejscu z kosmosu, ale warto pamiętać, aby przed wycieczką w takie miejsce załatwić wszystkie sprawy. Powiadomić rodzinę czy bliskich, że nie będzie z nami kontaktu przez kilka najbliższych dni. Ja miałam problem z hostem, który czekał na moją wiadomość, a ja nie odpisałam mu rano, tylko zostawiłam to na popołudnie, a potem się stresowałam, bo nie mogłam nigdzie złapać zasięgu.
Brak kontaktu ze zwierzętami
Na początku myślałam, że wjadę do parku, a zwierzęta się rzucą na mnie z każdej strony. Czasami tak bywa, że stado bawołów zajdzie ci drogę albo wypatrzysz coś z samochodu, ale to jest tylko kwestia szczęścia. To Ty jesteś gościem w świecie natury, a jej mieszkańcy żyją swoim rytmem i nie interesuje ich to, że przyleciałeś tutaj z drugiego końca świata, aby się na nich napatrzeć. Dlatego jeśli chcesz chociaż łypnąć okiem na zwierzaki, to musisz ich poszukać. Nic nie gwarantuje takiego spotkania, ale są określone pory dnia i miejsca, w których jest bardziej prawdopodobne, że je zobaczysz. Można szukać takich informacji w sieci, ale najwięcej dowiecie się od strażników danych parków, czego ja akurat w Yosemite nie zrobiłam i jak myślicie, ile zwierząt tam zobaczyłam? Tyle, ile jest na zdjęciach.
Brak ekwipunku
W parkach wszystko jest trzy razy droższe: jedzenie, paliwo, ubrania. Warto wziąć cały prowiant ze sobą i dowiedzieć się wcześniej, czy w danym miejscu jest nam potrzebne jakieś dodatkowe wyposażenie. Jeśli planujemy tam spędzić kilka dni, to dobrze by było mieć dodatkowe baterie, bo w obozowiskach ciężko jest znaleźć wolny kontakt (jeśli w ogóle jest). Ja spałam w samochodzie z wyboru, bo byłam sama i czułam się tak bezpieczniej, ale jeśli macie na liście kilka parków, to warto kupić sobie wcześniej namiot i nocować tam niż już po wyjeździe, w jakimś mieście (różnica w cenie noclegu to jakieś 40 dolarów).
Jak pojedziecie do Yosemite, to zróbcie więcej zdjęć, bo u mnie bieda. Mało czasu miałam …
Jak skromnie… a przecież i tak – może nie w sposób idealny, ale to TY zwiedziłaś Yosemite, dla wielu (dla mnie) tylko mętne skojarzenie ze skałami i lasami gdzieś hen, hen w Stanach. Zazdrostka, no i dzięki za kolejne zdjęcia stamtąd. Swoją drogą, one są naprawdę fajne.
No i właśnie dlatego, że byłam, to mogę powiedzieć, jak to dobrze zaplanować 😉
moim marzeniem jest przytulić się do sekwoi, więc Yosemite kojarzy mi się głównie z tymi olbrzymami.
To mi się akurat udało!
Generalnie jestem zwolenniczką miast a nie natury, ale przyznam, że amerykańskie parki mnie totalnie fascynują 🙂
Udało Ci się ująć w poście ten niedosyt, z którym wróciłaś. Mnie też takie parki totalnie fascynują, choć w żadnym nie byłem. Gdzieś czytałem, że do niektórych parków należy brać ze sobą gaz łzawiący i jakąś ‘trąbkę’ do odstraszania np. niedźwiedzi.
Ja bym nie atakowała ich od razu gazem. Na miejscu sprzedają różne gadżety do odstraszania zwierzaków, a na campingach są specjalne pojemniki na jedzenie. Najważniejsze jest właśnie nie zostawiać nigdzie luzem żarcia, nawet resztek, bo to je przyciąga. Dodatkowo strażnicy patrolują teren cały czas, a szczególnie nocą. Zwierzaki nie atakują same z siebie i większość wypadków w parkach jest z winy ludzi, także najlepiej przestrzegać zasad i nie trzeba będzie misiów traktować gazem.
Zdarzyło mi się spotkać niedźwiedzia w Sequoia National Park. Przyszedł sobie rano, żeby przejrzeć zawartość śmietników koło Visitor Center. Wcześniej widziałem na Syberii, co zostaje z nerpy upolowanej przez niedźwiedzia. Myślę, że gaz i trąbka niewiele pomogą. Zresztą nie wiem, czy użycie czegoś takiego w parku narodowym jest dopuszczalne.
W lesie ważne jest właściwe zachowanie. Niedźwiedź będzie omijał człowieka, jeśli go z daleka usłyszy lub zwęszy, więc lepiej iść wyznaczonym szlakiem i głośno rozmawiać, niż skradać się i szeptać. Niebezpiecznie robi się wtedy, gdy zaskoczone zwierzę zauważy nas w niewielkiej odległości. Właściwie nie ma wtedy szans na ucieczkę.
A jak z kimaniem w samochodzie – nie ma problemów?
Nie ma. Jak zapłacisz za miejsce, to ich nie interesuje, czy śpisz w namiocie czy w aucie.
To naprawdę dobry blog. Od kilku godzin siedzę i z przyjemnością czytam o miejscach, w których byłem (a href=”http://odkrywanie.ameryki.pl/” title=”USA”>USA) i o takich, które są mi zupełnie nieznane (Islandia). Teraz jestem przy parkach narodowych i muszę przyznać, że masz rację co do sposobu ich zwiedzania. Ale nie oszukujmy się. Większość ludzi robi tak, jak to opisałaś. Przyjeżdża się tam na dwa tygodnie i robi się wszystko, żeby zobaczyć pięć parków w Utah, cztery albo pięć w Kalifornii i jeszcze ze trzy po drodze. Jest to z góry przegrany wyścig z czasem. Ale spróbować warto.
Wiem, że miałaś mało czasu na Yosemite i powrót do LA. Opuszczając parku wschodnią bramą przejechałaś koło miasteczka Lee Vining i za stacją benzynową skręciłaś w prawo, jadąc na na południe w kierunku Las Vegas. Tym, którzy będą jechali kiedyś tą trasą chciałbym zostawić tu informację, że tuż obok jest prawdziwy cud natury, czyli jezioro Mono z przepięknymi skałami węglanowymi w formie wież i słupów wynurzających się z wód jeziora. Warto to zobaczyć. Zdjęcia będzie można zobaczyć za parę dni pod tym adresem.
W maju 2018 planuje wyjazd na 23 dni do12 parkow narodowych USA [pld-zach] + Antelope Canyon, Monument Valley, Horse Bend, White Pocket itp. Mam 1-2 wolne miejsca w samochodzie. Zapraszam.
Wow! 12 parków w 23 dni to niezły maraton. Mnie samo Page i okolice (Antelope Canyon, Horse Bend, Navajo Bridge, zapora, Lake Powell itp.) zajęło 3 dni. Niektórzy tylko na na Canyonlands NP i Arches NP przeznaczają 2 tygodnie lub więcej. Życzę powodzenia i pozdrawiam!