Leżę w łóżku, usypiając w rytm spadających na dach kropli deszczu, a wiatr przedziera się przez nieszczelne okna i kołysze całym pokojem jak łodzią. Jest koło północy, a nad głową jasne niebo, na które zerkam co chwilę z rozkoszą. Mieszkam już w tym pokoju miesiąc, ale ciągle zapominam założyć czarne zasłony. Nagle dzwoni telefon, ale jakoś mnie to nie dziwi, bo przecież wciąż jest dzień.
– Cześć co tam?
– Jestem pod Twoim domem, zejdź na dół, pójdziemy odwiedzić Gudmundura.
Nawlekam sweter na piżamę i stwierdzam, że wyglądam całkiem niewyjściowo. Czyli mogę iść w Reykjavik. Schodzę powoli, licząc każdy stopień tak jakbym liczyła barany i nie wiem, czy właśnie wybudzam się ze snu czy w ten sen zapadam. Tomas pali papierosa i wita się ze mną trochę w zwolnionym tempie. Jest noc, jest światło, jestem w piżamie, nie boimy się, że ktoś nas napadnie ciemną nocą, śmiejemy się, wystawiają głowę do przygaszonego lekko słońca. Miasto pogrąża się w szarości.
Kiedy pada, zawsze chodzimy na cmentarz, bo to jedyne miejsce w Reykjaviku, gdzie rosną drzewa. Siadamy obok grobu Gudmundura, a Tomas skręca papierosy, wycierając palce w mokry mech. Patrzę na jego zmęczoną dniem twarz i znowu nie mogę się nadziwić, że w nocy widzę ją tak wyraźnie. Że jestem na cmentarzu i nie boję się ani trochę. Że Tomas opowiada mi o swoim dziadku, który zrobił karierę na handlu końską spermą. Że spotkaliśmy się tu, na drugim końcu świata, siedzimy na cmentarzu i rozmawiamy o dziwnych sprawach z życia i nieżycia.
– Co się działo przez weekend? Byłam za bardzo zmęczona po pracy, żeby do Was dołączyć.
– Jak zwykle. Zaczęliśmy u Maksa, zamówiliśmy z 3 butelki landi. Sąsiedzi znowu straszyli policją, więc poszliśmy na miasto. Naokoło, żeby zapalić nad oceanem. Wczoraj był taki sztorm, że ja pierdole. Staliśmy i gapiliśmy się na fale, jaraliśmy fajki i kończyliśmy wódkę. Wtedy dzwoniłem do Ciebie.
– Wiem, już spałam?No i gdzie poszliście potem? Do Palomy?
– No? Zajebisty DJ grał wczoraj, ale ja już byłem na takim rauszu, że większość czasu przesiedziałem w palarni. Przyszedł Bjorn i mówi, że mi przedstawi przedszkolankę, która zajmuje się jego dzieckiem.
– On imprezuje razem z nauczycielką swojego syna?
– No wiesz?Islandia. Gadałem z nią trochę, bo też paliła fajkę za fajką, a że oboje nie mieliśmy ognia, to łatwiej było co chwilę od kogoś prosić. Po jakimś czasie zaproponowała, żebyśmy się do niej przenieśli. Wiesz, że niby ma zapalniczkę w domu. Już miałem z nią iść, poszedłem tylko do kibla i wtedy zobaczyłam Sarę na parkiecie.
– O kurwa, z mężem czy bez?
– Była z koleżankami na wieczorze panieńskim. Od razu do niej podszedłem, chwyciłem ją za rękę, wyszedłem z nią na zewnątrz, schowałem się w tym zaułku za sklepem i zaczęliśmy się całować. Bez słowa. Nie wiem, co mi odbiło, ale już jej nie widziałem 3 miesiące! Odepchnęła mnie dopiero po kilku minutach i znowu zaczęła starą gadkę, że mąż, dzieci? To już wiedziałem, że znowu się to skończy milionem problemów. I tak on już coś podejrzewa, zaczyna o mnie wypytywać. Nie chcę, żeby mnie jakaś islandzka mafia w oceanie utopiła. Wróciła na imprezę, a ja stałem tam jeszcze chwilę i nie miałem ochoty włazić z powrotem do Palomy, ale chciałem zgarnąć tę nauczycielkę. Już jej tam nie było, ale Sara też na szczęście się zmyła. Przeszedł Maks z piwami i mówi, że go jakieś dwie laski zapraszają na przejażdżkę. Nie musieli mnie namawiać. Dwie młode Islandki. Miały klucze do domku swojego wujka 20 km za miastem. Wywiozły nas na to zadupie i mówią, żebyśmy się rozbierali, bo idziemy do hot potu. Już była chyba piąta, a one wzięły jeszcze jakiś alkohol. Ten domek był na taki odludziu, za górką, że nikogo oprócz nas tam nie było. One zaczęły odpierdalać po tej ostatniej flaszce i ganiały się nago wokoło domu. Maks tak się zrobił, że rzygał w kiblu i chyba tam usnął w końcu, bo ta jego laska przyszła potem do naszego pokoju i wbiła nam się do łóżka.
– Czyli jak zwykle.
– No jak zwykle? islandzki rozpierdol. Wiesz, mi się wydaje, że to wszystko przez te dni polarne. To, co ludzie robią tylko w snach, zaczyna przenikać na jawę. Magia, normalnie. A to, że ja mam takie zboczone sny to już inna sprawa?
Hahahahahaha! Merci, że jesteś, to jest przepiękne