Już chyba dwudziesty raz zaczynam tworzyć ten tekst. Na pulpicie z piętnaście wersji roboczych. Mam blokadę przed pisaniem, bo wiem, że to od zawsze był mój sposób na konfrontację z uczuciami. A ja nie chcę się z nimi mierzyć. Tym razem to jak ustawienie na jednym ringu ogromnego potwora i małej dziewczynki. Jedyne jej wyjście to ucieczka. Zamknięcie bloga oraz izolacja od całego świata.
Dlaczego postanowiłam zawalczyć? I uwierzcie mi, że to jest prawdziwa wojna, jeśli po każdym wystukanym na klawiaturze zdaniu znikam sprzed komputera na godzinę i szukam każdej wymówki, aby do tego pokoju nie wrócić. Jeśli moje palce są ciężkie jak kamienie, kiedy odpisuje komuś na wiadomość. Kiedy zbieram się drugi tydzień, aby w ogóle odczytać maile od znajomych. Ale zmierzę się z tym, bo ucieczka nie jest wyjściem, jeśli na ringu pozostają moi bliscy.
Długo myślałam nad tym, jak być silnym, kiedy sytuacja, w której się znaleźliśmy nas przerasta. Czytałam książki i artykuły ludzi, którzy dokonywali rzeczy wymagających ogromnej siły psychicznej i samozaparcia. Relacje z Mount Everest i tego typu motywujące historie. Wystarczało mi na godzinę. Zaczęłam szukać swojego sposobu i przyszedł niespodziewanie, kiedy mijałam swoje liceum. Jeśli jesteś słaby z matematyki, to nie zgłaszasz się pierwszy do tablicy. Nie meldujesz nauczycielce, że jesteś nieprzygotowany. Jestem słaba, ale będę udawać silną. Może brzmi to strasznie naiwnie, ale mi naprawdę pomaga.
Nie udaję mi się oszukiwać samej siebie cały czas. Potwór zadomowił się we wnętrznościach. Jego mokre włosy drapią mnie po gardle. Potrzebuję dalej pisać i kontynuować swoją podróż, mimo że poruszam się w zwolnionym tempie. Potrzebuję mojego mieszkania, żeby się czasami schować pod łóżko. Potrzebuję Was, żeby móc spod tego łóżka wyjść. Wiem, że ostatnio nic się tutaj nie działo. Pewnie nie wypada tak gospodyni, jak zaprasza ludzi na imprezę i obiecuje dobrą zabawę. Ale ja od pierwszego dnia zakładałam, że będę z Wami szczera i zamierzam się tego trzymać do końca, niezależnie, jakim kosztem. Potrzebowałam ciszy, to milczałam również i tutaj.
Przygotowywałam dla Was ciekawą opowieść o podróży mojego życia. 26 grudnia o godzinie 18.05 miałam wylądować na lotnisku JFK w Nowym Jorku i rozpocząć wyprawę przez całe Stany. Urodziłam się w Chicago, ale całe życie mieszkałam w Polsce. To miała być podróż pt. ?Co by było gdyby??. Każdy z nas czasami zastanawia się nad tym, jak wyglądałoby jego życie gdyby urodził się w innym domu, mieście, kraju. Z tą różnicą, że ja byłam o krok od tego i dokładnie wiem, jakie to miejsce. Chyba lepszym określeniem jest więc ?podróż drugiego życia?. Chciałam poznać swoje alternatywne amerykańskie wcielenie, ale? wróciłam do Polski. Szukałam długo słów na to, jak nazwać ten niespodziewany zwrot akcji. O dziwo, odpowiedź przyniosła mi filozofia zen, według której jeśli nie jesteś tam gdzie zamierzałeś, to znaczy, że jesteś tam gdzie powinieneś być. I tego się trzymam. Mam sporo materiału z Islandii, więc będę Wam (i już teraz sobie) opowiadać o wyspie. Mam też w głowie jeden projekt-drogi w Polsce, ale opowiem Wam, jak to już będzie oficjalne. Ameryka musi na mnie jeszcze trochę poczekać.
Dziękuję wszystkim za kondolencje i deklaracje pomocy. Jest jedna przysługa, o którą chciałabym Was prosić. Opowiadanie każdemu z osobna, co się stało jest ponad moje siły i naprawdę nie pomaga. Nie oczekujcie ode mnie odpowiedzi na pytania, dlaczego się nie odzywałam czy jak tam jest w Stanach. Jak się trzyma moja rodzina i czy sobie z tym radzę. Sama świadomość, że są ludzie, do których mogę się zwrócić, jeśli będę tego potrzebować jest na wagę złota. Rozumiem, że pytacie. Każdy chce jakoś pomóc, ale paradoksem jest to, że najbardziej przed powrotem do normalnych kontaktów z ludźmi powstrzymuje mnie cały ten proces wyjaśniająco-pocieszający. Ja po prostu nie znam słów, którymi mogłabym odpowiadać. A chyba najdobitniej świadczy o tym fakt, że napisałam już cały tekst i nic nie wyjaśniłam. Pokładam nadzieję w tym, że odczytacie moje milczenie, bo więcej z siebie na razie nie jestem w stanie wykrztusić, a po prostu muszę ruszyć z miejsca.
Jestem swoją wersją roboczą. Bądźcie wyrozumiali. Jeśli napiszę coś naprawdę głupiego, to możliwe, że wzięłam o jedną tabletkę uspokajającą za dużo.