W co się ubrać na spotkanie z wulkanem?

10571946_569425626495965_8065792901592519631_oCzłowiek może sobie wkręcić różne rzeczy. Na przykład, że kiedy siada przed komputerem i coś pisze, to wygląda jak Carrie Bradshaw i że wszystkie problemy rozwiążą się pod koniec odcinka, a wraz z pomyślnym zakończeniem przyjdzie zgrabna fraza podsumowująca całą sprawę. Jak Carrie pisałabym o Islandii? Jak połączyłaby tematy damsko-męskie z wybuchającym wulkanem? Czy utrzymałaby się na szpilkach przy tym silnym wietrze? Co założyłaby na spotkanie z wulkanem?

Mieszają mi się kraje, które odwiedziłam z krainami, które wymyśliłam i obrazami stworzonymi przez innych. W mojej głowie powstał inny świat, a w nim poprzesuwałam granice i pozamieniałam punkty na mapie. Ludzie, którzy żyją zza oceanem zostali załadowali na łódkę i przetransportowani w miejsce, w którym teraz jestem. Kraków znalazł się na innej szerokości geograficznej niż dotychczas, ale może nikomu nie będzie przeszkadzać, bo bezpieczna odległość od Warszawy została zachowana. Nie można się dłużej zwodzić chęcią poznawania świata, jak podróże przydają mi się głównie po to, aby tworzyć własną krainę. Taką właśnie, w której wulkan i Carrie żyją w symbiozie i nie dziwi nikogo ich bliskość.

Wiecie, że są poszukiwani uczestnicy do programu zasiedlenia Marsa? Lecisz w kosmos i jesteś pierwszym mieszkańcem tej planety, ale nie ma z niej już nigdy powrotu na Ziemię. Fascynuje mnie to, co myślą ludzie, którzy się na to zdecydowali. Oni dopiero mają silną potrzebę budowania wszystkiego od zera. A ja już nie zaczynam od początku. Ja dodaję, mnożę i dzielę, ale nic już nie odejmuję. Za dużo mam wartościowego materiału, żeby być na minusie. W głowie mam swoje wirtualne osiedla, które mogę zwiedzać za każdym razem, kiedy miejsce, w którym jestem wydaje mi się szare. Jak bardzo potrzebna mi jest w nim gorąca lawa! Będę nią zasilać całe moje ukryte miasto i nikt nie dostanie rachunku za prąd, który niszczy marzenia Carrie o nowych szpilkach. Tym co mnie teraz zajmuje najbardziej jest kombinowanie, jak dostać się w rejony, z których można cokolwiek zobaczyć. Dla niewtajemniczonych wyjaśnię, że Reykjavik jest dość daleko od  Bár?arbungi, a drogi dojazdowe zostały pozamykane. Na razie wstęp mają tylko naukowcy i dziennikarze, a wycieczka na własną rękę może być naprawdę niebezpieczna. Póki co podglądam przez kamerkę  i kolekcjonuję zdjęcia. Jarajcie się ze mną.

wulkan1 wulkan2 wulkan3

 Jar?vísindastofnun Háskólans

Gos í Holuhrauni Gos í Holuhrauni

mbls

10662000_792238487494113_7666724538729263317_o 10547938_792238490827446_8835391828125554399_o

Gisli Dua

Kiedy nie wiem, co chce powiedzieć

Karina by Bart_omiej G_owacki-21

fot. Bartłomiej Głowacki

Czasami mnie najdzie, żeby mówić tak po prostu i wtedy właśnie nie mogę znaleźć słów. Jak mogły tak zniknąć, wyprać się, skoro już dawno wyblakły? Jeszcze je miałam przed chwilą między uszami, prawie chwyciłam jedną w locie, ale wpadły do tunelu i ześlizgnęły się po gardle, utykając na końcu języka. Owinęły się w kubki smakowe jak w ciepłe koce i grożą, że zostaną tam do zimy. Boję się, że przymarzną i nigdy nie znajdę już tych słów, które kłują w sercu, ale zejść na palce nie chcą. Nie chcą być znalezione. A takie prostaki, wydawałoby się. Nikt ich nie może zabrać, bo przecież zaraz po wypowiedzeniu, wrócą z powrotem między uszy, będą się dobijać od ścian i wołać ?echooooo?. Może łyżeczką je wygrzebać? Poprosić czule? Wykaszleć z bezsilności? Przecież ja wiem, że one tam są i że chcą wyjść, też wiem. Mają coraz większe wymagania i chcą być sparowane ze znaczkami na klawiaturze, a ja siedzę i nie mogę dobrać do żadnego z nich odpowiednich liter. To bordowe uczucie idzie dla mnie w parze tylko ze słowem ?kormotnik?, ale co mi z tego, kiedy nawet ja tego nie rozumiem? Zazwyczaj wylatują ze mnie jak motylki i cieszą się świeżym powietrzem, osuszają pyszczki, strzepują poprzyklejane do skrzydeł resztki obiadowe. A teraz? nie chcą się urodzić. Wspinają się po przewodzie oddechowym, ale nie z zamiarem wyskoczenia razem z wydechem, ale po to tylko, aby rzucić się z powrotem w przepaść. Jedyna szansa na to, że je wyrzygam z tego szarpania. Larwy, nie słowa.

Zbrodnia i Kara

e8d44e187b406c2441fe338092708e1c

Na liście moich przeżyć w Stanach były różne rzeczy: tanie motele, kawa w przydrożnym barze, kino samochodowe, wyprzedaż garażowa, prom, zdanie prawka. Niektóre już Was zdążyłam opisać, inne wciąż są zamknięte w folderach i czekają aż je łaskawie kliknę (to ich słowa, nie moje). Jedne były trudniejsze w realizacji, inne stały się moją codziennością. Rzeczywistość, którą znałam głównie z filmów nagle otoczyła mnie i wciągnęła tak szybko, że zanim się nie spostrzegłam jadłam, piłam i robiłam to, co bohaterzy moich ulubionych seriali. Pięknie, ładnie i kolorowo, ale przecież Stany mają swoją mroczną stronę, prawda? Złoczyńcy, mordercy, wojny gangów i skorumpowani policjanci. Filmy i seriale na temat zbrodni można by wymieniać w nieskończoność (zapraszam z wyliczaniem się do komentarzy). U mnie na tapecie obecnie “Twin Peaks”, które zaczęłam oglądać przed wyjazdem, ale musiałam przerwać tylko dlatego, że za dużo niepokoju we mnie wprowadzał, a nie było skazane, żeby brać ze sobą tę emocję w samotną podróż. Jak szukałam pozytywnych aspektów tego, że moja podróż dobiega końca, to myślałam “ale w końcu będę mogła skończyć “Twin Peaks”. Przeżywanie tego, co dzieje się na ekranie nie jest jednak tym samym, co własne przygody. Nie spotkałam seryjnego mordercy, ani nawet zwykłego kieszonkowca, więc na podstawie tego nikt nie nakręciłby hitu kinowego z krwią w intro. Nie snułam się w ciemnej części Ameryki, ale było parę sytuacji, w których wczuwałam się w rolę czarnych charakterów, a zaczęło się już na wstępie.

Nielegalny pobyt w Europie

Zanim jeszcze stanęłam na płycie Chicago O’Hare chwila grozy nastąpiła na innym lotnisku – we Frankfurcie. Podeszłam do odprawy paszportowej i uśmiechając się, podałam panu mundurowemu swój amerykański paszport. Pan zamiast się uśmiechnąć do mnie też, zapytał

– Gdzie jest wiza?

– Jaka wiza ? Nie rozumiem?

– Ile przebywa już pani w Europie?

– Yyyyy…jakieś 26 lat?

– Obywatele amerykańscy mogą przebywać na terenie Europy bez wizy do 3 miesięcy, więc przebywa tu Pani nielegalnie.

– Ale ja mam też polskie obywatelstwo…

– Proszę pokazać dowód.

– Nie mam przy sobie…

Trochę musiałam się potłumaczyć z całego swojego życia, ale na szczęście zostałam wpuszczona na pokład samolotu i przestrzeżona, że nie mogę podróżować bez wszystkich dokumentów. Tyle się mówi o Polakach, którzy nie mogą dostać wiz do Ameryki i nigdy nie myślałam o drugiej stronie. Poznałam paru Amerykanów, którzy chcieliby mieszkać w Europie, ale musieli wrócić, bo mieli problemy wizowe. Zdobycie polskiego obywatelstwa jest możliwe tylko jeśli ma się przodków z tego kraju. W Stanach każdy może się o nie ubiegać. Kto jest bardziej restrykcyjny w tej kwestii?

Sfałszowane dokumenty

W Chicago postanowiłam zdać prawko i wyrobić sobie dowód, więc miałam komplet dokumentów i nimi posługiwałam się w Stanach. Parę osób mnie postraszyło, że jak będę podróżować w okolicach granicy z Meksykiem na polskim prawku i z amerykańskim paszportem, to mogę wzbudzić podejrzenia policjantów. Z prawkiem miałam też zniżkę na ubezpieczenie samochodu. Zresztą skoro mam się bawić w Amerykankę, to niech to będzie oficjalne. Zdarzało mi się, że ludzie dość dokładnie sprawdzali moje dokumenty. Najczęściej w motelach, gdzie najpierw zaczyna się od rozmowy (słyszą mój akcent), a potem wyciąga się dokumenty. Tani motel, samotna dziewczyna, rosyjski akcent, amerykańskie prawko…

Rosyjski szpieg

telefonusa 007

Mój przyjazd do Stanów zbiegł się z napiętą sytuacją na Ukrainie. Skoro jestem z Polski, to muszę być w tej kwestii ekspertem. Odpowiedziałam na setki pytań związanych z Putinem i wojną. Ludzie słysząc mój akcent, zazwyczaj zgadywali, że jestem z Rosji. Seria podejrzliwych spojrzeń i pytań o moje prawdziwe pochodzenia zainspirowała mnie do wejścia w skórę rosyjskiego szpiega. Używałam tego w sytuacji, kiedy nie chciałam do końca ujawniać skąd i jestem i co ja tu robię, a szczególnie, że jestem bezbronną dziewczyną, podróżującą przez Amerykę. Jasne, że ludzie reagowali śmiechem, ale… ja sama sobie wierzyłam i to mi wystarczyło.

Zabawy z bronią

Jak na prawdziwego szpiega przystało, musiałam się oswoić z bronią palną. Miałam nawet filmik ze szkolenia, ale jest z nim jakiś problem i już drugi raz nie mogę go zmontować. Udało mi się uratować tylko niewyraźne obrazy, ale mogę Wam powiedzieć, że darłam się jak głupia. Trzymanie spluwy w ręce to taka mieszanka niesamowitej siły i strachu.

bang1 bang2 bang3

Mandaty, kradzieże

Potem już było tylko gorzej. Wiecie, jak już ktoś skosztuje życia na krawędzi, to zawsze będzie mu brakować tej adrenaliny. W Teksasie nie wytrzymałam widoku ludzi w supermarketach z bronią przy pasku i popełniłam przestępstwo! Przeszłam przez tory kolejowe w niedozwolonym miejscu, a za te zabawy z prawem zapłaciłam 120 dolarów.

telefonusa 070

Myślałam, że kogoś zabiję za to, ale  nie mogę Wam powiedzieć, czy to zrobiłam czy nie. Jestem dobrym szpiegiem i mordercą też. Dodatkowe umiejętności liczą się na każdym rynku pracy. Powiem Wam tylko, że gdybym to zrobiła, zakopałabym ciało na pustyni, a współrzędne zakodowała w losie loteryjnym (ktoś oglądał “Breaking Bad”?).

telefonusa 238

Przyznam się szczerze, że miałam zamiar nie płacić tego mandatu, ale jak się okazało, w Stanach bardzo poważnie podchodzą do takich spraw i za brak uiszczenia opłaty mogą wystosować nakaz aresztowania. Nikt by mnie nie ścigał przez pół Ameryki za ten jeden mandacik, ale jakby policja w innym stanie zatrzymałaby mnie za jakieś wykroczenie albo na zwykłą kontrolę, to idę do aresztu. Także tego, aż takim ryzykantem to ja nie jestem. W dzień, w którym spłaciłam karę, dostałam drugi mandat. Los chyba chciał, abym była kryminalistką na pełny etat. Nie ma czystej kartoteki. Dokładnie tego samego dnia dokonałam kradzieży, wynosząc ze sklepu z pamiątkami magnes na lodówkę, o który poprosiła mnie przyjaciółka. Myślami byłam wtedy gdzieś w Polsce i zapomniałam podejść do kasy. Po prostu wyszłam ze sklepu, obracając magnesem w ręce i uśmiechając się do pana ochroniarza. Tak to się robi amatorzy!

Szemrane towarzystwo

Podejrzanych ludzi spotykałam głównie w dwóch miejscach – w motelach i autobusach. Na ulicy jesteś w stanie szybko się ulotnić, gdy zbliża się do ciebie grupka gangsterów, ale co masz zrobić, jak ktoś taki siada na siedzeniu obok? Trzeba się zaprzyjaźnić. Dzięki temu nauczyłam się slangu i poznałam kilka ciekawych historii. W motelach było podobnie. Obracasz się, a za tobą stoi pan z prostytutką i chcą wynająć pokój na godzinę. Towarzystwo godne kryminalistki, mówię Wam. Najwięcej czasu w towarzystwie kryminału, mimo bycia takim hardkorem, spędziłam, oglądając serial “Orange is the new black” na pokładzie samolotu w drodze do domu.

640px-S1Cast

Poleca zdegenerowana Kara Boska

Zdjęcia z Chorwacji, na których nie ma plaży

IMG_6239

Na tym wyjeździe nie miałam dużej weny do robienia zdjęć. Nie lubię się zmuszać do fotografowania, tylko dlatego, że jestem zagranico. Byłam już na Chorwacji, więc mam pamiątkowe zdjęcia, a po 3 miesiącach w Stanach, gdzie sprzęt miałam przyklejony do ręki, potrzebowałam odpoczynku. Moja uwaga, bardziej niż na krajobrazach, była skupiona na ludziach, z którymi tam byłam i to głównie ich twarze widnieją na zrobionych przeze mnie zdjęciach. Pewnego popołudnia udałam się na samotny spacer po malutkiej wiosce, w której mieszkaliśmy i poczułam przypływ inspiracji. W pół godziny zrobiłam z 200 zdjęć. I może mój brak zapału do fotografowania wynikał ze zmęczenia i z mniejszego parcia na zwiedzanie, ale chyba też z tego, że widziałam Chorwację przez pryzmat plaży i morza. To jest oczywiście jej nieodłączny składnik, bo cały kraj właściwie leży na wybrzeżu, ale przecież nie jedyny! Nie mówiąc o tym, że turystyczne miasteczka i plaże są tak przepełnione turystami, że można szybko stracić ochotę, aby tam przebywać. Ten wyjazd pokazał mi inne oblicze Chorwacji. I znowu potwierdza się moje przekonanie o tym, że jak chcesz poznać jakiś kraj, to jedź na wiochę. Prawdopodobnie nigdy nie trafiłabym do tej wioseczki, bo nie ma jej chyba nawet na większości map, ale miałam to szczęście, że dziadek mojego kolegi z Islandii ma tam dom. Za młodu uciekł z kraju przed wojną, planując udać się do Australii. W drodze zatrzymał się na chwilę na Islandii, a tam poznał babcię mojego kolegi, w której się zakochał i zrezygnował dla niej ze swoich poprzednich planów. Dom wybudował, aby móc wracać w rodzinne strony i zażywać słońca, którego brakuje na Islandii. A dzisiaj ja korzystam z tego międzykontynentalnego romansu, przebywając w ich domku. We wsi, w której stoi jest około 25 domów, także spacer po niej zajął mi jakieś pół godziny. Zauroczyły mnie przede wszystkim okna, bramy i kolory ścian. Proszę zwrócić uwagę na moją oryginalną samojebkę w studni, bo jestem z niej bardzo dumna.

IMG_6335 IMG_6223 IMG_6204 IMG_6242

IMG_6195

IMG_6373

IMG_6280

IMG_6108 IMG_6217 IMG_6330 IMG_6345 IMG_6235 IMG_6268 IMG_6290 IMG_6293 IMG_6148 IMG_6366 IMG_6362 IMG_6359 IMG_6159 IMG_6162 IMG_6194 IMG_6173 IMG_6191 IMG_6274 IMG_6261 IMG_6250 IMG_6318 IMG_6328 IMG_6344 IMG_6125 IMG_6114 IMG_6271 IMG_6299 IMG_6141 IMG_6233 IMG_6245 IMG_6295 IMG_6253 IMG_6315 IMG_6143 Pięknym dopełnieniem tego dnia była kolacja u naszych sąsiadów, którzy przygotowywali się do niej cały dzień i mimo tego, że nie należą do ludzi zamożnych, to dołożyli wszelkich starań, aby wszystko było idealnie. Zabili nawet kurę z tej okazji! Wszystko co pani domu przygotowana było zrobione z tego, co wyhodowała w ogródku za domem. Na pierwsze danie był rosołek, a na drugie nadziewana papryka z ziemniakami. To ciekawe, że ja na przyjazd moich gości przygotowałam gołąbki, czyli bardzo podobne danie. Dla mnie najpyszniejsze było wino, bo jako zwolenniczka białego, zazwyczaj unikam picia czerwonego, a tego wydoiłam kilka szklanek. Slavko (wesoły pan w koszulce Algidy, której pozazdrościłby mu na pewno każdy hipster) opowiadał nam o swoich przygodach do późnej nocy. Gdybym go minęła gdzieś na ulicy, nigdy bym nie podejrzewała go o to, że był instruktorem surfingu w Stanach, a właściwie prekursorem tego sportu w swoim kraju; że zwiedził pół świata statkiem i zjechał Europę na motorze. Lubię takie niespodzianki!

IMG_6379 IMG_6441 IMG_6424 IMG_6427 IMG_6413

IMG_6390 IMG_6408 IMG_6476 IMG_6398

Camping w Yellowstone

8589130497663-yogi-bear-wallpaper-hd Miś Yogi to była jedna z głównych bajek, które od małego kształtowały moje postrzeganie Stanów. Każdy oglądał i wie, że akcja rozgrywa się w konkretnym miejscu – na terenie parku Yellowstone. Nie mogłam ominąć tego miejsca, szczególnie, że bajkę tę kocham nie tylko za miejsce akcji, ale także za jej głównego bohatera, który uczy tego, aby się nigdy nie poddawać. 1311066769_by_GienekBenekFranekIZenek_600

Często słyszę pytanie o to, czy Ameryka jest taka jak na filmach? Myślę, że znamy ten kraj jak żaden inny, nawet jeśli nigdy tam nie byliśmy. Wpływ amerykańskiej popkultury jest tak silny, że każdy z nas ma swoje wyobrażenie o tym miejscu. Odpowiedź na to pytanie brzmi: tak i nie. Niektóre rzeczy są mitami utrwalanymi przez telewizję, ale miałam kilka takich momentów, że czułam się jak w filmie. Yellowstone był jednym z takich miejsc, mimo że znałam go głównie z kreskówki.

telefonusa 129

Miś Yogi był postacią drugoplanową w kreskówce Pies Huckleberry, ale spodobał się publiczności i dostał pełny etat. Sympatyczny miś i jego kompan Boo Boo nieustannie graję ze Smithem w tą samą grę – jak złamać zasady. Zobaczyć niedźwiedzia na żywo to było dla mnie niesamowite przeżycie. Kocham zwierzęta i jakiś czas temu obiecałam sobie, że będę je oglądać tylko w warunkach naturalnych. Oglądanie zwierząt zamkniętych w klatach nie jest dla mnie rozrywką, a wręcz przeciwnie. Prawdziwą radością jest dla mnie zobaczyć dzikiego misia, który zdecydował się wynurzyć na chwilę z lasu.  IMG_4022 IMG_4023

Właściwie to na tych zdjęciach jest Boo Boo. Duży niedźwiedź wyskoczył mi przed maskę samochodu, przeszedł na drugą stronę ulicy i zniknął za górką. To stało się tak szybko, że nie wiedziałam, co się dzieje, ale wspomnienie tego momentu, kiedy to ogromne zwierzę spojrzało mi prosto w oczy, do dzisiaj przyprawia mnie o dreszcze. Podobno miałam ogromne szczęście, że je widziałam, bo znam osoby, które mieszkają niedaleko parku i nigdy nie udało im się zobaczyć niedźwiedzia. To nie jest tak, że wjeżdżasz do parku, a one wyskakują z każdego krzaka, aby ci się zaprezentować. Najlepiej zapytać strażnika, gdzie są największe szanse na to spotkanie. Najważniejsza jest pora, gdyż w ciągu dnia jest za duży ruch. Ja zamarzałam w nocy, więc już o 4 zaczęłam swoją wycieczkę po parku, najpierw zaliczając piękny wschód słońca, a potem spotykając dwa misie, więc chyba ta pora jest najlepsza. Jak widzisz, że większa grupa ludzi stoi przy drodze i patrzy się w krzaki, to na pewno jest tam jakieś zwierzątko. Trzeba pamiętać o ostrożności. To są dzikie zwierzęta, które mogą próbować bronić swojego terenu, jeśli zbliżymy się za blisko. Nie można trzymać jedzenia w samochodzie czy namiocie, bo misie buszują nocami na terenie kampingu, a zapach jedzenia przyciąga je z bardzo daleka. Podkradanie jedzenia przez misia Yogi nie jest w niczym przesadzone. Specjalne patrole jeżdżą nocą po terenie biwaku, aby odstraszać głodomory. Wyobraźcie sobie, że głodny niedźwiedź wpada do namiotu, szukając przekąski.  IMG_3968

Nocleg na terenie parku narodowego to średni koszt 25 dolarów, ale w niektórych parkach trzeba robić wcześniejszą rezerwację. Ja kończyłam swoją wycieczkę na początku sezonu, więc były jeszcze wolne miejsca, ale wiem, że może być z tym problem. Rezerwacji dokonałam tylko w Yosemite i zrobiłam to na tej stronie. Na terenie parku jest kilka kampingów, więc możemy sobie zaplanować, w którym miejscu chcemy spać. Yellowstone zajmuje powierzchnię 9 tysięcy km?, także nawet pobieżne zwiedzanie zajmuje minimum 2 dni. W cenie dostajemy miejsce na samochód, namiot i stoliczek. Jeśli planujemy do parku dotrzeć późnym wieczorem, to najlepiej zarezerwować nocleg online, a wyznaczone miejsce będzie na nas czekało, nawet jeśli strażnicy pójdą już do domu. Rano tylko wrzucamy karteczkę z numerem do specjalnej skrzynki i można jechać dalej. IMG_3955 IMG_3961 IMG_3958 IMG_3966 Ja spałam w aucie, bo nie miałam namiotu, a poza tym nie czułabym się w nim bezpiecznie sama. W Yellowstone przespałam może z godzinę, ale głównie dlatego, że było tam bardzo zimno.

IMG_3952

Zanim zrobiło się ciemno zdążyłam poczytać legendy Amerykańskich Indian i jako, że byłam w królestwie natury, wybrałam rozdział o przyjaźni ludzi ze zwierzętami. Wierzenia tej grupy są chyba jednymi z nielicznych, którzy właściwie nie skupiają się na bóstwach, ale na tym co wokoło nas. Oni wierzą, że wszystko na ziemi jest ze sobą połączone, dlatego musimy żyć w harmonii z naturą. IMG_3949 IMG_3934 IMG_4005 IMG_4107 IMG_4097 telefonusa 117 IMG_3915 IMG_3905 IMG_4012

A oto wschód słońca w Yellowstone IMG_3969 IMG_3981 IMG_3987 IMG_3991 IMG_3993 IMG_3996 IMG_4030

Przed wyjazdem ktoś powiedział mi, że Yellowstone jest przereklamowane. Na pewno jest tam dużo turystów i trzeba się na to przygotować, ale nie bez powodu jest to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc w Stanach. Na terenie parku znajdziecie tyle tak różnych od siebie krajobrazów, że ciężko czasami uwierzyć, że jest się ciągle w tym samym kraju. Momentami miałam wrażenie, że jestem na Islandii, a czasami czułam się jak w Turcji. Jedno miejsce piękniejsze od drugiego. Nie będę się powtarzać z przewodnikiem, bo zwiedzałam zgodnie ze wskazówkami portalu Interameryka i uważam, że ten sposób jest najlepszy na krótki wypadku do parku. Polecam tę stronę na jakiekolwiek wycieczki po Stanach, bo jest napakowana dużą porcją praktycznych informacji.

IMG_3885 IMG_3897 IMG_4156 IMG_3935 IMG_4078 IMG_3918 IMG_4041 IMG_4068 IMG_4048 IMG_4055 IMG_4058 IMG_4075 IMG_4126 IMG_4141

Dlaczego podróżujesz sama?

IMG_3863

Próba zrobienia ładnego zdjęcia na tle gór, Grand Teton, Wyoming

Kilka dni temu wrzuciłam moje nieudane selfie na fejsbunia i Art zapytał mnie w komentarzu, dlaczego właściwie podróżuje sama. Pytanie dotyczące podróżowania w pojedynkę słyszę chyba najczęściej, więc postanowiłam zawrzeć swoją odpowiedź w tym wpisie i rozbudować temat o inne aspekty tego zagadnienia. Pamiętam, jak kilka lat temu oglądałam wywiad w telewizji z aktorkami, które jeżdżą po świecie w pojedynkę i myślałam sobie, że on muszą udawać, że im się to podoba, bo to po prostu niemożliwe. Rozumiem więc każdego, kto ma takie podejście, ale to jest chyba jedna z tych rzeczy, których trzeba po prostu spróbować, aby się przekonać. Druga sprawa, że albo to kochasz albo nienawidzisz.

telefonusa 205

Ja i grupa golasów. San Francisco, Kalifornia.

Dlaczego podróżuje sama?

To nie jest tak, że podróżowanie w pojedynkę jest moją misją, ostatecznym postanowieniem, którego będę się trzymać za wszelką cenę. Priorytetem jest dla mnie podróż, a dopiero potem, jak i z kim. To już chyba takie uzależnienie, wewnętrzna potrzeba, która każe ci uciszyć głód, niezależnie od tego, w jaki sposób to zrobisz. Dopiero kiedy zaczęłam podróżować zrozumiałam, że naprawdę nie potrzebne ci jest nic oprócz tej ogromnej chęci zrobienia czegoś. Nie jest to prawda objawiona, bo wszyscy wokoło powtarzają “jeśli czegoś bardzo chcesz…”, ale dla mnie to jest coś więcej niż chęć. To jest ten moment, w którym chęć zaczyna być wewnętrznym przymusem. Kiedy nie ma innych opcji, a przynajmniej Ty ich nie widzisz. Albo to zrobisz, albo po tobie. Nie znajduję lepszego porównania jak nałóg. Czy narkoman znajdzie wymówkę, aby nie dać sobie w żyłę? On zrobi wszystko, aby skołować działkę. Czy on się zastanawia: dać sobie w żyłę samemu czy z kimś? Nie, on myśli tylko o tym, jak osiągnąć cel. Ja mam tak samo i myślę, że wiele osób podróżujących zgodzi się ze mną. Dlatego tak męczące są pytania o finansowanie podróży, które słyszy się na chyba każdej podróżniczej prezentacji. Ludzie, patrzcie na nich jak na ćpunów  – zrobią wszystko, aby na te podróże zarobić – a wtedy przestaniecie pytać, skąd wziąć na to pieniądze. Ja miałam do USA jechać z kimś, ale miesiąc przed dowiedziałam się, że ta osoba nie może mi towarzyszyć i mimo, że sytuacja trochę się skomplikowała, ani przez chwilę nie pomyślałam, aby zrezygnować z wyjazdu. To nie jest desperacja, to jest determinacja.

IMG_3421

Maska samochodu jako statyw cz.10, Colorado

Druga sprawa to kwestia osobowości i jeśli chcesz się wybrać w taką podróż, to naprawdę musisz się głęboko zastanowić, czy Ty się do tego nadajesz. To jest motywujące, że inni tego dokonali i pewnie dasz sobie radę, ale czy będziesz w tej podróży szczęśliwy? Są rzeczy, które weryfikują się w trakcie, ale podstawowe sprawy można przeanalizować na miejscu. Ja jestem introwertykiem, a co za tym idzie, dla mnie 3 osoby to już tłum. Kiedyś udawałam, że duże imprezy i posiadanie miliona znajomych to mój żywioł, ale po latach doszłam do wniosku, że lepiej się czuję w mniejszych grupach lub sam na sam z książką. Dla mnie samotność nie jest problemem, a wręcz napędza mnie do tworzenia i uruchamia moją kreatywność. Ja, gdybym pojechała w taką podróż z grupą znajomych, to pewnie skończyłabym w psychiatryku, ale jeśli jesteś ekstrawertykiem i ładujesz swoje baterię, spędzając czas z ludźmi, samotna podróż może być męczarnią. Moim zdaniem przed tak długą wyprawą, trzeba się bardzo dobrze zastanowić nad osobą, z którą się w nią wybiera. Czy jesteś w stanie spędzać z nią 24 godziny na dobę? Czy macie podobny pomysł na zwiedzanie? Ta podróż była dla mnie bardzo osobista i miała być moim alternatywnym życiem w Stanach, gdybym się tam urodziła. Rezygnowałam z niektórych atrakcji turystycznych na rzecz doświadczania codzienności i skupiałam się na swoich osobistych odczuciach. Jeśli ma się tak konkretny plan na dane miejsce, to człowiek nie chce iść na kompromis. Nie po to tu przyjechałam, aby rezygnować ze swoich planów. Samotna podróż daje ci wolność wyboru: drogi, miejsca, aktywności. I znowu jesteś ćpunem – chcesz mnie wszystko dla siebie. Jestem teraz ze znajomymi na Chorwacji i mam przyjemność z tego wyjazdu, ale to jest zupełnie inny rodzaj podróży oraz inny jest też jej czas.

IMG_2066

Samotność a kreatywność. Muzeum Historii Naturalnej, Chicago.

Czy Ty się nie nudzisz sama? Czy nie przeszkadza ci to, że nie masz z kim dzielić pięknego widoku?

IMG_4702

Piękny widok dzielę sama ze sobą, a za nieudane zdjęcie tym razem odpowiedzialny jest przypadkowy przechodzień, Wielki Kanion.

Tak jak wspominałam – wszystko zależy od typu osobowości. Ja zazwyczaj pracuję sama, piszę w samotności, a najlepsze pomysły wpadają mi do głowy właśnie w takich chwilach. Nie przeszkadza mi to, że nie mam się do kogo odezwać przez kilka godzin, a jak już zaczyna, to po prostu gadam do siebie. Nie jestem żadnym odludkiem. Nie lubię poznawać nowych ludzi, to prawda, ale uwielbiam poznawać ciekawych ludzi. I prawda jest taka, że w podróży solo poznaję się tych ludzi mnóstwo. Już to powtarzałam kilka razy przy różnych okazjach, ale to było moje największe odkrycie i zaskoczenie tej wyprawy. Pamiętam, że przed wyjazdem planowałam przeczytać 20 książek i napisać chociaż ze dwie. Starałam się ograniczyć do minimum noclegi w motelach, więc spałam u rodziny, znajomych, znajomych znajomych, couchsurferów, a ci ludzi towarzyszyli mi na co dzień, więc jak się nad tym zastanowię, to mniej czasu spędzałam sama ze sobą niż na co dzień w Polsce. Czasami było tak, że mój gospodarz szedł w dzień do pracy, a ja włóczyłam się sama po mieście, ale wieczory spędzaliśmy razem. Gdy trafiałam do kogoś na weekend, to zazwyczaj ta osoba poświęcała mi cały swój czas. Zdarzało się, że osoba, która odwiedzałam nie pracowała albo miała urlop. Różnie z tym wspólnie spędzonym czasem bywało, ale miałam to szczęście trafiać na tak cudownych ludzi, że zawsze starali się pokazać mi coś ciekawego w okolicy i zapewnić rozrywki. Bardzo często ten piękny widok dzieliłam z tymi osobami, bliższymi i dalszymi. No i przecież mam Was! Po to założyłam tego bloga, aby dzielić się swoimi przeżyciami z innymi ludźmi i często to Wasze słowa ratowały mnie od popadania w czarną dziurę. Dziękuję za towarzystwo!

I te rozmowy… Spotykałam na swojej drodze tak różnych od siebie ludzi: demokratów i republikanów, gejów i homofobów, białych i czarnych, nielegalnych imigrantów i Rdzennych Amerykanów, ateistów, chrześcijan i mormonów, młodych i starych, rodziny i singli, studentów i emerytów. Moim celem było poznanie kraju, w którym się urodziłam od podszewki. Wystarczająco długo moją opinię o nim czerpałam z książek i filmów. Chciałam się dowiedzieć, jakie jest codzienne życie, co oni sądzą na temat polityki, broni, religii. Jak postrzegają swój kraj i co myślą o Europie oraz jakie są ich prywatne historie. Domyślacie się, że zadawanie takich pytań wiążę się z długimi rozmowami i miałam takich interesujących dyskusji w swojej podróży bardzo dużo. Czasami nawet z przypadkowymi ludźmi, poznanymi w autobusie czy na stacji.

IMG_2710

Familijna fota, Nowy Jork

Z Julią - Rosjanką, która studiuje w Stanach. Flagstaff, Arizona.

Z Julią – Rosjanką, która studiuje w Stanach. Flagstaff, Arizona.

IMG_4876

Z Felicite szybko zbliżyłyśmy się do siebie. Kalifornia.

IMG_4935

Lily uczyła mnie surfować. Los Angeles, Kalifornia.

Z Sheilą spędziłam tylko kilka godzin, ale piszemy do siebie cały czas, Idaho Falls

telefonusa 101

Zwiedzanie miasta z Kylee. Denver, Colorado.

IMG_2102

Z kuzynką w Chicago, Ilinois.

IMG_1757

Z ciocią (kuzynką?) w Bushnell, Ilinois.

IMG_5857

Moja BFF w hajskulu.

telefonusa 054

Z Ofelią na imprezie dla dzieci żołnierzy, Texas.

IMG_2806

Wspólne chodzenie z Joavną, Filadelfia.

IMG_3119

Wspólne picie z chłopakami w Savannah.

IMG_4864

Kolekcjonerka kaktusów w Kalifornii.

IMG_2934

Wspólne grillowanie w Północnej Karolinie.

telefonusa 241

Dzielenie się frytkami z Robertem w Los Angeles.

telefonusa 144

Palenie sziszy w Arizonie.

telefonusa 167

Rozmowy o polityce w Kalifornii.

telefonusa 152

Słuchanie dźwięku nowych instrumentów.

IMG_0513

Próbowanie nowego jedzenia w Chicago.

telefonusa 145

Przypadkowy rozmówca, z którym przegadałam kilka godzin.

To tylko część osób, które poznałam w Stanach i to z nimi spędziłam większość swojego czasu. Teraz żałuję, że nie robiłam zdjęć też osobom, z którymi moja droga przecięła się tylko na kilka godzin w jakimś środku lokomocji, ale którzy prawdopodobnie zaczepili mnie tylko dlatego, że byłam sama. Miejsce koło mnie nigdy nie było zajęte dla konkretnej osoby i właśnie to puste siedzenie jest dla mnie takim symbolem samotnego podróżowania. Czasami siedzisz sam, ale zazwyczaj siedzi ktoś obok, tylko te osoby zmieniają się co jakiś czas, a wraz z nimi historie, które opowiadają. Jeśli chcesz wsiąknąć w dane miejsce, jedź sam.

Czy Ty się nie boisz tak sama?

Jasne, że się boję i już się Wam do tego przyznałam, ale nie jest to na tyle silne, aby mnie powstrzymać od podróżowania. Powodów jest kilka, ale głównie dlatego, że nie jest to uczucie, które towarzyszy mi cały czas. Przed wyjazdem hamuje zazwyczaj ten strach irracjonalny, bo przecież nie wiemy jak tam jest i co nas spotka. Czego się boimy? Boimy się tego, że coś się może stać, ale jeśli po przyjeździe w dane miejsce nic złego nas nie spotyka, to ten strach powoli odchodzi. Tak było w moim przypadku. Po przyjeździe do Chicago parę osób mi mówiło o tym, jakie to jest niebezpieczne i dostałam nawet lekkiego ataku paniki, bo do tej kumulacji negatywnych emocji doszło jeszcze ogólne zmęczenie organizmu po przylocie i zmianie czasu. Najbardziej bałam się więc w miejscu, które było teoretycznie najbezpieczniejsze dla mnie. Jeśli nic złego się nie dzieje, człowiek nie jest w stanie być spięty i bać się non stop. Zwyczajnie zapomina o tym, bo dzieje się tyle dobrych i fajnych rzeczy, że pozytywne emocje zaczynają brać górę. Kolejna ważna rzecz to przestrzeganie zasad bezpieczeństwa. Ja bym się nawet pokusiła o stwierdzenie, że w podróży bardziej dbam o siebie niż w Polsce. Nie chodzę sama po nocy, co zdarzało mi się nie raz w Krakowie czy innym polskim mieście. Jestem ostrożna i każdą sytuację analizuję pod kątem bezpieczeństwa, co dzieje się już właściwie automatycznie. Zawsze miałam przy sobie gaz pieprzowy. Przed zwiedzaniem miast w Stanach dowiadywałam się, których dzielnic powinnam unikać. Rezygnowałam z nocowania u samotnych mężczyzn.

IMG_0191

Nie wiem, o co mi chodziło. Sklep z łóżkami, Ilinois.

Dla mnie czynnikiem niwelującym strach było również…zmęczenie. Czasami trafiałam w autobusach na podejrzane towarzystwo, ale byłam tak padnięta, że miałam ich gdzieś. Kiedy utknęłam w nocy na dworcu autobusowym gdzieś w Teksasie, przysiadła się do mnie grupka młodocianych pseudo gangsterów i zaczęła mnie zaczepiać wybrednymi tekstami. Byłam tak padnięta, że ziewałam im w twarz. Po jakimś czasie dali sobie spokój. Wtedy do mnie dotarło, że jedyne co może zrobić samotna kobieta w takim starciu, to zignorować przeciwnika. Na szczęście nie spotkało mnie nic bardzo niebezpiecznego, ale sprawdziłam wiele razy ten trik i jest dobry na tyle, aby odeprzeć głupie czy agresywne zaczepki samców. Ja za każdym razem jak się znajduję w niepewnej sytuacji to albo zaczynam ziewać, albo udaję, że jestem głucha/nie znam języka. Chamskie pyskowanie w takim przypadku nie wchodzi w grę, bo nigdy nie wiesz, na jakiego świra możesz trafić, bycie miłą zostaje odebrane jako zaproszenie do czegoś więcej, a trzęsienie portkami nakręca jeszcze bardziej. Taki pseudo-gangster zakłada, że się będziesz go bała, ale jak go wytrącisz z tego schematu groźny facet-zlękniona dziewczynka, to sam nie będzie wiedział, jak się zachować. No bo co on może powiedzieć do głuchoniemej albo śpiącej? Prosty trik, ale dzięki stosowaniu go przez 3 miesiące uwolniłam się od sytuacji, w których powinnam się bać. To nie znaczy, że nie mogło mi się coś stać, ale strach a zagrożenie to są dwie różne sprawy, bo ja się bałam wiele razy, a nic złego mnie nie spotkało.

Jak macie jeszcze jakieś pytania, to piszcie na submit@karaboska.com. Mam otwartą gorącą linię, a ostatnio nawet do mnie Zbigniew Wodecki zagadał.  IMG_3708

#moje noce w tanich motelach

IMG_3687

#Motel

Tani motel to jeden z mocniejszych symboli kultury amerykańskiej. Zatrzymują się tam przestępcy, którzy uciekają przed policją, seryjni mordercy ukrywający swoją tożsamość, prostytutki przyjmujące klientów na godzinę. Chyba wszystkie filmy drogi, opowiadające o Stanach, mają chociaż jedną scenę w motelu. Pierwszy raz zatrzymałam się w miejscu, które nie wyglądało jak klasyczny motel, bo był to bardzo duży budynek w środku miasta, chociaż jeśli chodzi o jego mieszkańców, to na pewno znalazłby się wśród nich ktoś z kartoteką. Ściany były tak cienkie, że musiałam dwa razy wstawać z łóżka, gdyż sąsiedzi poruszali nim, uprawiając seks. W tym czasie zdążyłam zrobić pranie i sałatkę. Pierwszej nocy przestawiłam sejf pod drzwi, aby dodatkowo zablokował wejście. Nie działo się tam nic, co mogło wzbudzać mój niepokój, ale wyobrażenie motelu jako miejsca niebezpiecznego sprawiło, że odkąd przekroczyłam próg pokoju, wmawiałam sobie, że coś się wydarzy. Po kilku wizytach w takich miejscach przestałam się bać, a mój strach pojawiał się tylko, kiedy miałam do tego poważne powody (strzały, krzyki, takie tam). Powiem Wam, że mi tak bardzo nie przeszkadzały syf czy smród (chociaż nie wiem jakim cudem pokoje dla niepalących przesiąknięte są dymem), bo na to w podróży trzeba być przygotowanym. Dla mnie najważniejsza jest obsługa  i uważam, że w takim miejscu liczy się to bardziej niż gdziekolwiek indziej. W Nowym Meksyku spałam w motelu prowadzonym przez hinduską rodzinę, która mieszkała na jego terenie w specjalnej przybudówce i to dawało mi ogromne poczucie bezpieczeństwa. Z kolei pod San Francisco nawet recepcjonista sprawiał, że czułam się nieswojo,a  pokoje można było wynajmować na godziny. W tym motelu było jak z filmu – słyszałam strzelaninę, pijana kobieta dobijała mi się w nocy do drzwi i widziałam prostytutki, wynajmujące pokój na godzinę. Klasyk.

#Tani

Nie wzięły się więc znikąd te sceny z filmu, ale jedno jest na pewno przekłamane – przymiotnik “tani”. Pokoje kosztują mniej niż te w normalnych hotelach, a hostele właściwie nie istnieją, ale średnia cena za noc w motelu to 65 dolarów. Najdrożej jest oczywiście w dużych miastach, gdzie nie dość, że płaci się dużo, to jeszcze można wylądować w bardzo złej dzielnicy. Najprzyjemniejsze motele są w miejscowościach turystycznych, oddalonych od dużych miast. Na przykład w południowej części stanu Utah płaciłam po 30-40 dolarów za noc, a moimi sąsiadami byli głównie turyści. Piszę o tym, bo mi też wydawało się, że tani motel to będzie wydatek rzędu 20 dolarów i mocno się zdziwiłam, sprawdzając przykładowe ceny przed wyjazdem. Spotkałam też osoby, które wybierają się do Stanów i planują “a, spać to będziemy w jakiś tanich motelach”. Oczywiście zależy, na ile ktoś się wybiera, ale noclegi (nawet w motelach) to moim zdaniem jeden z najdroższych wydatków w podróżowaniu po Stanach. Cena spada, gdy podróżuje się w dwójkę, gdyż  w motelach nie ma jedynek, więc osoba podróżująca samotnie dostaje pokój z podwójnym łóżkiem i za taki musi zapłacić, niezależnie od tego, ile osób na nim śpi. Ja bardzo ograniczałam ilość noclegów w motelach, również ze względów finansowych, chociaż po jakimś czasie polubiłam te obskurne pokoiki i ich wyjątkową atmosferę.

#Mój

Tani motel już nie kojarzy mi się z przestępczością, chociaż w tej mieszance wspomnień jest jakaś domieszka lekkiej niepewności. W hotelu czujesz się komfortowo i nie myślisz nad tym, gdzie się znajdujesz i czy czasami nie wydarzy się coś niespodziewanego. Miałam świadomość tego, że nie jest to najbezpieczniejsze miejsce dla samotnie podróżującej blondyny, ale powoli zaczęłam je zadomawiać. Tani motel stał się mój. Ponieważ wszystkie te pokoje wyglądają bardzo podobnie, mają ten sam zestaw mebli i urządzeń, za każdym razem czułam się jakbym otwierała drzwi tego samego pomieszczenia. Po jakimś czasie miałam nawet swoje rytuały, a w ciągu jednego dnia byłam w stanie wprowadzić pokój w stan wielkiego bałaganu. Goszcząc u ludzi, człowiek stara się trzymać swoje rzeczy w jednym miejscu i zachowywać się kulturalnie. Myślę, że motel był takim miejscem, w którym mogłam dać upust swoim złym nawykom i poczuć się właśnie jak…w domu. Wiecie co? Miałam to na swojej liście rzeczy do zrobienia, ale nigdy nie myślałam, że te miejsca będą tak ważne w mojej podróży. Pamiętam, że był nawet taki dzień, kiedy zwiedzałam jakieś nudne muzeum i nie mogłam się doczekać, kiedy dojadę do motelu i zobaczę swój pokój. Brzydota tych miejsc czyniła je dla mnie pięknymi. Tylko tam miałam czas na pisanie, długie rozmowy z rodziną czy przyjaciółmi i …pranie! Moje pobyty w tanich motelach to też opowieść o tym skrawku samotności w podróży. Wierzcie mi, że w podróżowaniu solo często ma się bardzo mało czasu dla siebie. Kiedy zatrzymywałam się u kogoś, to oprócz tego, że zwiedzałam dane miejsce, to jeszcze chciałam spędzić czas z osobą, u której jestem i poznać ją na tyle, na ile mam czasu, a zazwyczaj miałam go mało. Nawet w podróży ludzie dosiadali się do mnie, zaczepiali, zagadywali i uważam to oczywiście za pozytywny skutek podróżowania w pojedynkę, ale te noce w motelach dawały mi chwile samotności potrzebne do zachowania równowagi.  Chwila ciszy, wytchnienia czy po prostu rozmyślania o kosmosie/patrzenie w sufit. Z drugiej strony pokój w motelu to także ciemna strona samotności. W gorszych chwilach jesteśmy zdani tylko na siebie. O tym, że nie ma nikogo obok przypominają lustra i cienie na ścianie, a nawet odbicie w telewizorze. Wstaję i robię zdjęcia. Czuję się samotna jak nigdy w życiu i jednocześnie zainspirowana w tak dziwny sposób, że każdy przedmiot w tym pokoju wydaje mi się być osobnym wersem pięknego wiersza. Nie wychodzę nigdzie po zmroku, a nie ma nikogo z kim można porozmawiać, więc rozglądam się po pokoju i naglę widzę wszystko inaczej. Widzę swoją samotność, dobrą i złą, w porozrzucanych ubraniach i w swoim odbiciu. Myślę, że można z tych zdjęć wyczytać dużo więcej, ale pozostawiam to Tobie. IMG_3853

IMG_3845

IMG_3669

IMG_3829

IMG_5320

IMG_5329

IMG_3810

IMG_3743 IMG_3678 IMG_3691 IMG_3699 IMG_3726 IMG_3744 IMG_3856 IMG_3842 IMG_5294 IMG_3817 IMG_3843 IMG_3832 IMG_3815 IMG_5283 IMG_3728

Południe Stanów

frankly-my-dear-i-dont-give-a-damn Południe Ameryki to inny świat i można doznać kulturowego szoku, gdy jedzie się tam z Nowego Jorku. Na szczęście miałam przystanek w Północnej Karolinie, gdzie mogłam strzepnąć resztki wolnościowej chmury dużego miasta i przygotować się na ociężałe powietrze południa. Ten region fascynował mnie od jakiegoś czasu, a odkąd obejrzałam “Przeminęło z wiatrem” wiedziałam, że muszę tutaj kiedyś przyjechać. Nie jest to miejsce, które bym wybrała, gdybym zdecydowała się zamieszkać na stałe w Stanach, ale na pewno poleciłabym odwiedzić je każdemu, kto chce zobaczyć inne oblicze Ameryki. Jakie jest Południe?

Południe to historia

Savannah to miasteczko w stanie Georgia, w którym zachowały się budynki z pierwszych dni historii Stanów Zjednoczonych. Podobno generał Unii, który palił wszystkie miasta po wygranej z Konfederatami oszczędził to miasto, bo stwierdził, że jest za piękne, aby je unicestwić. Zamiast tego podarował je Lincolnowi w prezencie bożonarodzeniowym. Taki mały upominek dla kolegi.

IMG_3177 IMG_3118 IMG_3206 IMG_3241 IMG_3214

IMG_3237 IMG_3259

Południe to najpiękniejsze drzewa

Mam małą obsesję na punkcie drzew w Stanach. Zostało mi niecały tydzień do wylotu, ale chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że na południu są najpiękniejsze okazy.

IMG_0667 IMG_0668 IMG_3152 IMG_3171 IMG_3232 IMG_3095

Południe to upał i wysoka wilgotność

Na zdjęciach tego nie widać, ale nie bez powodu na każdym kroku jest jakaś fontanna czy zagajnik. Kiedy wilgotność powietrza jest wysoka to wyzwaniem jest przejście kilku ulic, bo człowiek poci się bez wykonywania nadmiernego wysiłku. Po kilku godzinach chodzenia po mieście wyzbyłam się wszelkich oporów i zażywałam kąpieli w każdym napotkanym źródełku. Spacerki w ciągu dnia urządzają sobie głównie turyści, a miejscowi jeśli już są na zewnątrz, to nie ruszają się z cienia.
IMG_3088 IMG_3110 IMG_3172 IMG_3116

Południe to muzyka

Chyba wszystkie najważniejsze gatunki muzyczne Ameryki wywodzą się z południa i do dzisiaj można poczuć, że muzyka wyrywa się z każdego zakątka, a ludziom wystarczy jedna nutka (“po jednej nutce”), żeby rzucili się w wir tańca. Na głównej ulicy Memphis impreza odbywa się codziennie, ludzie tańczą na ulicach, a w każdym klubie zespół gra na żywo.
IMG_3308 IMG_3311 IMG_3326

Na Południu żył i zmarł król muzyki – Elvis. Jego posiadłość odwiedza do dzisiaj masa turystów, dlatego za wejście trzeba zapłacić 40 dolarów. Nie mogłam sobie odmówić, gdyż mam do niego słabość i było warto, bo dom jest napakowany pamiątkami. Jedyny minus to smród, który unosi się z dywanów, którymi Elvis dekorował nawet ściany. Zdecydowanie odradzam wchodzenie do statku “Lisa Marie”. Kumulacja stęchlizny i potu zmusiła mnie do jak najszybszego opuszczenia pokładu. Mi najbardziej podobały się kostiumy i samochody, które król rock’n’rolla kolekcjonował. Miał ich dużo więcej, ale większość rozdał rodzinie i przyjaciołom. Znałam jego biografię, ale nigdy nie myślałam o nim jako o filantropie, a okazuje się, że Elvis to dobry chłopak był. Wspierał wiele organizacji charytatywnych, a swoich bliskich nieustannie obdarowywał prezentami.
IMG_3336

IMG_3341 IMG_3348 IMG_3347

IMG_3350 IMG_3366 IMG_3361 IMG_3363 IMG_3364

Południe to gorzka prawda o niewolnictwie

Często się słyszy, że Amerykanie są przewrażliwieni na tym punkcie, ale prawda jest taka, że mają powód, aby być. Przekonanie, że czarna rasa jest gorsza od białej było przekazywane z pokolenia na pokolenie i nie zniknęło z momentem zniesienie niewolnictwa. Tak naprawdę jeszcze kilkadziesiąt lat temu czarni nie mogli wchodzić do tych samych restauracji, do których uczęszczali biali. Nawet jeśli mogli, to nie było ich na to stać. Pomyśl sobie, że zostajesz wolnym człowiekiem, czyli możesz iść gdzie chcesz i robić co chcesz, ale też nic nie posiadasz. Nie masz pracy, ziemi, kosztowności. Musisz zacząć wszystko od zera, a często wyglądało to tak, że ci ludzi wracali na służbę do swoich panów. Byli wykluczeni nawet jako wolni ludzie, więc nie mogli się osiedlać w sąsiedztwie białych, więc tworzyli swoje osiedla – getta, w których wielu mieszka do dzisiaj, borykając się z ubóstwem.

Południe najdłużej broniło się przed zniesieniem niewolnictwa i to tutaj zginął Martin Luter King. W hotelu, którym go postrzelono znajduje się teraz muzeum poświęcone historii Afroamerykanów, które naprawdę polecam. Mnie ten temat interesował odkąd zobaczyłam na własne oczy granicę między czarnymi a białymi mieszkańcami Stanów. Kiedy podróżowałam autobusami zdarzało mi się być jedyną białą osobą w pomieszczeniu. Z komunikacji miejskiej korzystają tylko najbiedniejsi, bo w Stanach właściwie każdy ma samochód. Zazwyczaj to oni przyglądali mi się z zaciekawieniem i pytali, co ja tu robię. Na początku miałam pewne obawy, bo niektórzy naprawdę wyglądali jakby dopiero opuścili więzienie, ale są dosyć gadatliwi i nie łatwo ich zbyć. Sama nie wiem kiedy to się stało, ale przestałam się ich bać i w każdym autobusie miałam jakiegoś kompana do rozmowy, którego zawsze pytałam o sytuację czarnoskórych. Usłyszałam dużo przykrych historii z niedalekiej przeszłości, ale też sprzed kilku dni czy tygodni. Wiecie, że są takie stany, w których biali nie wejdą do restauracji, jeśli widzą, że siedzi w niej czarnoskóry mężczyzna? Niektórzy ludzie nie uznają Obamy za prezydenta, ponieważ jest czarny! Na Florydzie istnieje prawo pozwalające obywatelowi zabić osobę, która sprawia, że czuje się on zagrożony, czyli jeszcze przed atakiem. Większość przypadków takiej “samoobrony” jest stosowana przez białych przeciwko czarnym. Dwa lata temu toczył się głośny proces, w którym oskarżony zabił nastoletniego chłopca, ponieważ wyglądał on podejrzanie i został uniewinniony. Chłopak po prostu szedł ulicą do domu, a zabójca sam go zaczepił! Takie rzeczy dalej się tutaj dzieją i jeszcze dużo czasu musi upłynąć zanim to przestanie być wrażliwym tematem.
IMG_3264 IMG_3266 IMG_3269 IMG_3273 IMG_3271

Południe to plaża, nowa robota i rodzina

Lubię to uczucie, kiedy miejsca o których czytałam i słuchałam nagle stają się znajome i mam z nimi swoje własne skojarzenia. Mogę sobie zaplanować, że pojadę do Teksasu i zjem steka, ale nigdy bym nie wpadła na to, że będę tam tańczyć zumbę (o tym jeszcze pogadamy). Podobnie jest z południem, które poza tymi wszystkimi rzeczami już zawsze będzie mi się kojarzyło z cudownym dniem na plaży, spędzonym z uroczą parą. Rozmowy o Wałęsie i polskich pisarzach, picie (i jedzenie) z czerwonych kubków oraz pływanie w oceanie… IMG_0653 IMG_3119 IMG_3122

Mogłoby się wydawać, że niedawno odbył się mój prom i byłam na studiach, a tutaj już trzeba szukać pracy. Na szczęście przyjęli mnie po pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej i od dzisiaj to ja dostarczam wiadomości ludziom w całej Ameryce (ssssss…). Ze względu na mały budżet (kryzys panie) zapowiadam również pogodę.

IMG_3294 IMG_3295 IMG_3296

Najfajniejsze było to, że mogłam poznać swoją kuzynkę, które nie widziałam jeszcze nigdy w życiu. Okazało się, że jesteśmy do siebie bardzo podobne i aż żal mi był stamtąd wyjeżdżać. Na zdjęciu jej słodka córka, która jest harcerką i tak, sprzedaje ciasteczka po domach.

IMG_3280

Sen o zakochanym wilku w falującej jaskini

IMG_4432

Leżę nad jeziorem. Nie tak jak zwykle, bo jakoś bardziej dostojnie, jakby gotowa do skoku. Widzę swoje odbicie w wodzie i nie dziwię się temu, co widzę, chociaż powłoka niecodzienna. Jestem wilczycą, włochatą na zewnątrz, ale delikatną w środku. Dzisiaj nie w nastroju na polowanie, chociaż współbracia rozbiegli się po lesie. Dzisiaj chcę przyglądać się swojej szarej sierści i mącić wodę pazurami, gryźć trawę i zastanawiać się, jak to jest być człowiekiem. Jak to jest nie móc wyć.

Widziałam wczoraj pięknego Indianina. Obserwowałam go z jaskini, kiedy odpoczywał na skale. Był wysoki i muskularny, miał jaskrawo umalowane policzki. Grał na flecie, pewnie dla swojej ukochanej, ale nie tylko ona jedyna to słyszała. Nie ona jedyna kołysała się z falującym powietrzem. Nawet ściany jaskini zaczęły poruszać się w rytm muzyki i nie przestały aż do wieczora. Siedziałam tam jeszcze długo po tym jak zniknął i patrzyłam na falujące ściany. Słońce zaglądało do środka, ale na szczęście jest za grube, żeby przecisnąć się przez te wąskie szpary, a na ziemię zejść nie łaska. Więc mam ją tylko dla siebie, moją pamiątkę po pięknym Indianinie.

Wracam do lasu i szukam najstarszego w stadzie, bo tylko on ma moc, aby mi pomóc. Proszę go, aby zamienił mnie w kobietę, gdyż już nie mogę się uwolnić z mocy czarodziejskiej pieśni. Muszę poślubić mojego wybranka zanim będzie za późno. Dostaję od wodza magiczny płyn, który pozwoli zamienić mój skowyt w ludzką mowę, a moją sierść w długie, czarne włosy. Chowam się w jaskini i czekam aż wybranek przybędzie w to samo miejsce, aby zagrać na swoim instrumencie. Wtedy mam wypić eliksir i stać się kobietą z krwi i kości.

IMG_4221

IMG_4294

IMG_4242 IMG_4398 IMG_4262 IMG_4286

Budzę się jako kobieta. Kości mam na pewno, bo włażą mi w tyłek od spania w aucie. Włos blond i to jeszcze farbowany. “Kur…” – ludzka mowa też jest. Tylko piękny sen pozostał w głowie i modlę się, aby wrócił też dzisiaj. IMG_4427

(Kanion Antylopy na terenie rezerwatu Indian Nawaho w stanie Arizona.)

Dlaczego nie powinnam podróżować?

IMG_3702 Siedzę na obskurnym łóżku w tanim motelu i patrzę na porozrzucane wszędzie ubrania, kiedy dostaję maila od czytelniczki, że ona mi strasznie zazdrości tego, co robię i sama nie dałaby rady, bo nie jest typem podróżnika. Zaczynam się śmiać i prawie nie spadam z łóżka. Przypominam sobie swoje myśli przed wyjazdem. Czy ja się w ogóle do tego nadaję? Czy posiadam te cechy, które mają osoby podróżujące samotnie? Czy jestem wystarczająco zorganizowana i silna, aby tego dokonać? Wtedy odpowiedziałam sobie przecząco i dzisiaj, po 2 miesiącach w podróży, dalej podtrzymuje swoją odpowiedź. Na pewno nie jestem typem podróżnika i mam na to dowody.

1. Wiecznie coś gubię

Ci, którzy mnie znają pewnie teraz przytakują głowami. To nie jest żaden sekret. Jeśli miałabym wybrać jedno zdanie, które wypowiadam najczęściej byłoby to: gdzie jest mój portfel/klucze/telefon? Nieustannie coś gubię i nawet nie chcecie wiedzieć, ile rzeczy już straciłam w życiu. Dlatego nauczyłam się mało posiadać, ale to już inna kwestia. Nie wiem ile razy w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy przeszukiwałam plecak, aby znaleźć kartę pamięci, bo przecież nie można jej włożyć z powrotem do aparatu. Ile czasu straciłam na szukanie klucza do motelu przed wymeldowaniem się i ile razy wracałam się łazienki w restauracji, bo zostawiłam coś przy zlewie. Ile nowych błyszczyków i kremów do rąk kupiłam, bo zostawiłam gdzieś poprzednie. Ile?

2. Jestem niezorganizowana

Te dwa punkty wiążą się ze sobą, ale ten dotyczy bardziej sposobu, w jaki planuje swoją podróż. Czasami zmieniam zdanie z dnia na dzień i jadę w zupełnie innym kierunku albo decyduję się nie jechać tam, gdzie powinnam. Czasami nie mam gdzie spać w miejscu, do którego jadę i rezerwuję coś w ostatniej minucie. Mam kilka dokumentów na pulpicie pod tytułem “plan” i sama nie potrafię zrozumieć o co mi chodziło, kiedy pisałam “plan 1”, a co dopiero skoordynować to z planem nr 2, 3, 4 i 5. Nie czytam przewodników od deski do deski, a poradniki zazwyczaj wertuję, myśląc w tym czasie, co zjem na obiad.

3. Cienka ze mnie dupa

Nie choruję na nic poważnego, ale muszę uważać na to, co jem, gdzie śpię i jak się ubieram. Dodatkowo muszę faszerować się codziennie witaminami, tranami i innymi specyfikami, które wzmacniają mój organizm. Samotna podróż to nie są wakacje i leżenie na plaży. Po całym dniu intensywnych przeżyć trzeba jeszcze coś załatwić, zorganizować, zarezerwować, odpisać. Potrzebuję odpowiednią ilość snu, aby normalnie funkcjonować, a tego mi w podróży czasami brakuje. Mam takie dni, że chodzę jak zombi i nie mam siły wejść pod prysznic.

4. Mam kiepską orientację w terenie

Nie wiem, jak to możliwe po tylu latach w harcerstwie, ale prawda jest taka, że bez nawigacji w telefonie daleko nie zajdę. Czasami nie dochodzę na miejsce nawet z pomocą nawigacji. Trzysta pięćset razy muszę się upewnić, czy skręciłam w dobrą ulicę, bo po sekundzie już nie pamiętam jej nazwy. Myli mi się zachód ze wschodem i północ z południem, a czasami też prawo i lewo.

4. Bardzo tęsknię

Tęsknie za rodziną, domem, przyjaciółmi. Czasami płaczę sobie przy hamburgerze, kiedy pomyślę, że są tak daleko i nie mogę po prostu wsiąść w auto i do nich pojechać albo zadzwonić, kiedy mi się chce, bo jest tyle godzin różnicy. Smutno mi, że mój najlepszy przyjaciel nie mógł pojechać ze mną, kiedy pani pyta mnie, ile osób się melduje, Tęsknie za kotletem schabowym i pigwówką ze spritem na Mostowej. Tęsknie za Polską.

5. Boję się

Nie wiem, kto przykleił do mnie etykietkę “odważna”, ale właśnie ją zdrapuję jak starego strupa. Czasami bardzo się boję. Teraz kiedy siedzę w tym obleśnym motelu i widzę podejrzanych typów za oknem, a drzwi przepuszczają wszystkie odgłosy. Kiedy mój autobus nie przyjeżdża i muszę spędzić kilka godzin w nocy na dworcu z pijaczkami. Kiedy jadę przez pustkowia, a mój telefon traci zasięg. To uczucie pojawiło się już kilka razy i pewnie jeszcze wróci.

Nie, nie jestem prawdziwym podróżnikiem. I mam to gdzieś, bo wychodzi na to, że nie muszę nim być, aby podróżować i być z tego powodu bardzo szczęśliwa. Przejechałam już sama prawie całą Amerykę. Czasami ze strachem w serduszku i łzą na policzku, a bez kapelusza na głowie, bo gdzieś się zapodział, ale ze świadomością, że mogę iść w szpilkach do Yellowstone, jeśli tylko będę miała taką ochotę, nawet jeśli przewodnik sugeruje coś innego. Nie zgadzam się na sztywne definicje i nie istnieje dla mnie coś takiego jak typ podróżnika. Albo inaczej – każdy nim jest. I nie mówcie mi, że nie dalibyście rady, bo jeśli ja tego dokonałam, to każdy może. A nagroda za robienie tego po swojemu jest wysoka jak noc w pięciogwiazdkowym hotelu.

1 5 6 7 8 9 13